Witajcie !
Oto postanowiłam spełnić obietnicę którą zawsze daję podczas każdych wakacji, głównie bałkańskich. Otóż oglądając wszystkie te wspaniałe, dziwne, piękne, inne miejsca, zawsze obiecuję sobie, że kiedyś opiszę to w relacji…. I tak jest co roku…. Wakacje mijają wracam do codziennego kieratu i raczej bardziej skłaniam się do czytania Waszych relacji, zapominając o tej obiecanej swojej.
Dlaczego Bulgaricus? Bo od Bułgarii wszystko się zaczęło. Dawno temu znalazłam to forum w necie i choć sama nie udzielałam się za bardzo, to podpatrywałam, podziwiałam zdjęcia i przede wszystkim korzystałam z bezcennych rad. Potem z racji wyjazdów były też inne fora, ale to na Bulgaricusa zawsze wracam, choćby tylko od czasu do czasu. Sentyment
To zaczynamy.
W 2018 roku wypadło na Rumunię. Co prawda ja chciałam pojechać do Albanii i Zbig (mąż) się z tym generalnie zgadzał, ale nie wiedzieć czemu ciągle opowiadał o kościołach warownych, malowanych monastyrach i w końcu kupił drona, małego, który „prawie legalnie” może latać w Rumunii. Wtedy wiedziałam już, że przed nami Rumunia. Nie oponowałam….:-) Kilka razy przejeżdżaliśmy przez Rumunię i obiecaliśmy, że kiedyś tam wrócimy. Albania może poczekać. W 2017 podczas pobytu w Czarnogórze objechaliśmy jezioro Szkoderskie i zwiedziliśmy Szkodrę – to na razie musi wystarczyć.
Oczywiście wiedzieliśmy, że w tak krótkim czasie nie zwiedzimy całej Rumunii…… Wybraliśmy Siedmiogród, Bukowinę i Maramuresz. W planach były kościoły warowne, zamki, twierdze, malowane monastyry, drewniane cerkwie. Chcieliśmy się również choć kilka razy wybrać w góry. Ekipa składała się z trzech osób. Ja, mój mąż Zbig i jeden z synów, dwunastoletni Michał, który po tym wyjeździe prawdopodobnie do końca życia, a na pewno do ukończenia 25 lat nie spojrzy na żaden kościół warowny, ani na monastyr ….choćby był na liście UNESCO.
Wyjazd 21 lipca bardzo wcześnie rano, powrót 5 sierpnia, luzik na godz. 21 chyba byliśmy w domu
Dzień pierwszy Lublin -> Cluj Napoca. Droga większości dobrze znana: Rzeszów, Barwinek, Svidnik. Tym razem nie jechaliśmy przez Presov tylko przez Stropkov, Trebisov. Bardzo malownicza część Słowacji - zielono, winnice. Chciałabym tam kiedyś wrócić. Potem Węgry: Kisvarda, Nyiregyhaza i już jesteśmy w Rumunii na przejściu w Carei. Słowacje i Węgry przejechaliśmy za free. Tutaj dodam, że nie mieliśmy dokładnego planu podróży. Wiedzieliśmy tylko jakie regiony i miejsca chcemy zobaczyć. Było to spowodowane tym, że podczas naszego wyjazdu pogoda zapowiadała się tak sobie. Miało padać, a z racji tego, że chcieliśmy również odbyć kilka górskich trekkingów a także przejechać Trasę Transfogarską i Transalpinę - pomyśleliśmy, że w „niepewne pogodowo” dni zwiedzamy, a jak się poprawi aura to hajda w góry!
Pierwsza przygoda spotkała nas zaraz za granicą Rumunii. Czas oczekiwania na kontrolę dość krótki, ale potem problemy z winietką – po drodze nie spotkaliśmy żadnego czynnego punktu, gdzie można było ja kupić. Tak czy siak winietę kupiliśmy dopiero w miejscowości Tasnad, dobrze, że kontroli żadnej nie było. W międzyczasie poprzez Booking zarezerwowaliśmy nocleg w Klużu. Do hotelu w centrum dojechaliśmy około godz. 17 i natychmiast porzuciwszy klamoty, zostawiając syna pod opieką WiFi udaliśmy się na miasto. Kluż zrobił na nas bardzo pozytywne wrażenie. Piękne, europejskie miasto pełne ludzi. Spacerujących, rozmawiających, huśtających się na hamakach, a także … tańczących tango w parku. Może dlatego, że to była sobota po południu i wszyscy korzystali z pięknej pogody.
Poniżej kilka fotek z Kluża autorstwa Zbiga:
Kopia Wilczycy Kapitolińskiej podarowana Rumunii w latach 20-tych przez Włochów:
Pomnik Króla Macieja Korwina przed Katedrą:
Panorama ze wzgórza Cytadeli:
Central Park ze strefą relaksu:
Budynek Kasyna:
Zbig oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie wybrał się na zdjęcia nocne. Ja nie dałam rady. Prawdę mówiąc trochę się bałam o niego, ale zmęczenie było silniejsze ;-). Nie wiem skąd znalazł tyle sił. Za kółkiem 12 godzin, potem wspólne bieganie po Klużu - a jemu jeszcze mało.
Z powodu dość późnej pory (około północy) nie wszystkie atrakcje były podświetlone, za to wciąż jeszcze w centrum miasta tętniło życie. Na placu przy Soborze Zaśnięcia Matki Bożej, przy fontannie, jeden z biegających tam chłopców (na oko 10 lat), widząc że Zbig rozstawia się ze statywem, podszedł do niego i wyjaśnił, że można poprosić sterującego oświetleniem pana, aby włączył oświetlenie fontanny poza harmonogramem i wskazał budkę, gdzie urzęduje. Bardzo było to miłe i otwartość chłopca zaskoczyła pozytywnie.
Zdjęcia nocne:
Budynek Opery Narodowej:
Katedra:
A na koniec :-)
cdn...
Oto postanowiłam spełnić obietnicę którą zawsze daję podczas każdych wakacji, głównie bałkańskich. Otóż oglądając wszystkie te wspaniałe, dziwne, piękne, inne miejsca, zawsze obiecuję sobie, że kiedyś opiszę to w relacji…. I tak jest co roku…. Wakacje mijają wracam do codziennego kieratu i raczej bardziej skłaniam się do czytania Waszych relacji, zapominając o tej obiecanej swojej.
Dlaczego Bulgaricus? Bo od Bułgarii wszystko się zaczęło. Dawno temu znalazłam to forum w necie i choć sama nie udzielałam się za bardzo, to podpatrywałam, podziwiałam zdjęcia i przede wszystkim korzystałam z bezcennych rad. Potem z racji wyjazdów były też inne fora, ale to na Bulgaricusa zawsze wracam, choćby tylko od czasu do czasu. Sentyment
To zaczynamy.
W 2018 roku wypadło na Rumunię. Co prawda ja chciałam pojechać do Albanii i Zbig (mąż) się z tym generalnie zgadzał, ale nie wiedzieć czemu ciągle opowiadał o kościołach warownych, malowanych monastyrach i w końcu kupił drona, małego, który „prawie legalnie” może latać w Rumunii. Wtedy wiedziałam już, że przed nami Rumunia. Nie oponowałam….:-) Kilka razy przejeżdżaliśmy przez Rumunię i obiecaliśmy, że kiedyś tam wrócimy. Albania może poczekać. W 2017 podczas pobytu w Czarnogórze objechaliśmy jezioro Szkoderskie i zwiedziliśmy Szkodrę – to na razie musi wystarczyć.
Oczywiście wiedzieliśmy, że w tak krótkim czasie nie zwiedzimy całej Rumunii…… Wybraliśmy Siedmiogród, Bukowinę i Maramuresz. W planach były kościoły warowne, zamki, twierdze, malowane monastyry, drewniane cerkwie. Chcieliśmy się również choć kilka razy wybrać w góry. Ekipa składała się z trzech osób. Ja, mój mąż Zbig i jeden z synów, dwunastoletni Michał, który po tym wyjeździe prawdopodobnie do końca życia, a na pewno do ukończenia 25 lat nie spojrzy na żaden kościół warowny, ani na monastyr ….choćby był na liście UNESCO.
Wyjazd 21 lipca bardzo wcześnie rano, powrót 5 sierpnia, luzik na godz. 21 chyba byliśmy w domu
Dzień pierwszy Lublin -> Cluj Napoca. Droga większości dobrze znana: Rzeszów, Barwinek, Svidnik. Tym razem nie jechaliśmy przez Presov tylko przez Stropkov, Trebisov. Bardzo malownicza część Słowacji - zielono, winnice. Chciałabym tam kiedyś wrócić. Potem Węgry: Kisvarda, Nyiregyhaza i już jesteśmy w Rumunii na przejściu w Carei. Słowacje i Węgry przejechaliśmy za free. Tutaj dodam, że nie mieliśmy dokładnego planu podróży. Wiedzieliśmy tylko jakie regiony i miejsca chcemy zobaczyć. Było to spowodowane tym, że podczas naszego wyjazdu pogoda zapowiadała się tak sobie. Miało padać, a z racji tego, że chcieliśmy również odbyć kilka górskich trekkingów a także przejechać Trasę Transfogarską i Transalpinę - pomyśleliśmy, że w „niepewne pogodowo” dni zwiedzamy, a jak się poprawi aura to hajda w góry!
Pierwsza przygoda spotkała nas zaraz za granicą Rumunii. Czas oczekiwania na kontrolę dość krótki, ale potem problemy z winietką – po drodze nie spotkaliśmy żadnego czynnego punktu, gdzie można było ja kupić. Tak czy siak winietę kupiliśmy dopiero w miejscowości Tasnad, dobrze, że kontroli żadnej nie było. W międzyczasie poprzez Booking zarezerwowaliśmy nocleg w Klużu. Do hotelu w centrum dojechaliśmy około godz. 17 i natychmiast porzuciwszy klamoty, zostawiając syna pod opieką WiFi udaliśmy się na miasto. Kluż zrobił na nas bardzo pozytywne wrażenie. Piękne, europejskie miasto pełne ludzi. Spacerujących, rozmawiających, huśtających się na hamakach, a także … tańczących tango w parku. Może dlatego, że to była sobota po południu i wszyscy korzystali z pięknej pogody.
Poniżej kilka fotek z Kluża autorstwa Zbiga:
Kopia Wilczycy Kapitolińskiej podarowana Rumunii w latach 20-tych przez Włochów:
Pomnik Króla Macieja Korwina przed Katedrą:
Panorama ze wzgórza Cytadeli:
Central Park ze strefą relaksu:
Budynek Kasyna:
Zbig oczywiście nie byłby sobą, gdyby nie wybrał się na zdjęcia nocne. Ja nie dałam rady. Prawdę mówiąc trochę się bałam o niego, ale zmęczenie było silniejsze ;-). Nie wiem skąd znalazł tyle sił. Za kółkiem 12 godzin, potem wspólne bieganie po Klużu - a jemu jeszcze mało.
Z powodu dość późnej pory (około północy) nie wszystkie atrakcje były podświetlone, za to wciąż jeszcze w centrum miasta tętniło życie. Na placu przy Soborze Zaśnięcia Matki Bożej, przy fontannie, jeden z biegających tam chłopców (na oko 10 lat), widząc że Zbig rozstawia się ze statywem, podszedł do niego i wyjaśnił, że można poprosić sterującego oświetleniem pana, aby włączył oświetlenie fontanny poza harmonogramem i wskazał budkę, gdzie urzęduje. Bardzo było to miłe i otwartość chłopca zaskoczyła pozytywnie.
Zdjęcia nocne:
Budynek Opery Narodowej:
Katedra:
A na koniec :-)
cdn...