17-11-2015,17:15:39
Kiedyś opowiadałem o naszej wyprawie do bośniackiej miejscowości Konjic i leżącej nieopodal Celebici. O roztrzepanej Aidzie, która trzęsła lokalnym biznesem turystycznym, prowadząc punkt informacyjny, o facecie, który pierwszy raz miał Polaków na swoim polu namiotowym i o kotach, które opędzlowały mojej lepszej połowie puszkę sardynek. Może dzisiaj się tam przespacerujemy? Wirtualnie niestety.
Na początek obejrzyjmy most. Bardzo charakterystyczny dla architektury czasów panowania tureckiego, zniszczony w czasie ostatniej wojny. Został odbudowany i oddany mieszkańcom bodaj w lipcu 2009. A myśmy tam zajechali w sierpniu. Takie szczęście, prawda?
Aida wskazała nam jezioro Jablanickie i miejscowość Celebici jako miejsce posiadające na wyposażeniu camping. Faktem niezaprzeczalnym jest urok tego miejsca. Jeśli będziecie krążyć po Bośni, zatrzymajcie się tam na dzień lub dwa. Żałować nie będziecie.
A to rzeczony camping i nasz wierny namiot, który już odszedł do krainy wiecznie naciągniętych linek i dobrze wbitych szpilek. Jako jedyni byliśmy bez auta, za to w bonusie dostaliśmy miejsce pod drzewkiem.
A teraz spacer. Jedno z bardziej magicznych miejsc w jakie udało nam się dotrzeć, to właśnie okolice Konjic. Na przykład pozostałości po młynie na rzece, przy wodospadzie.
Czyż to nie jest piękne?
A teraz ruszamy tam, gdzie najbardziej lubimy. Czyli gdzieś, gdzie zazwyczaj turyści się nie zapuszczają. Rzeczy w tym, by zadawać sobie jak najczęściej bardzo, ale to bardzo ważne pytanie. Co jest za następnym zakrętem? Kierując się tą filozofią, odwiedzamy miejsca, które odwiedzane są rzadko. Co ma niewątpliwe plusy, bo tak urokliwe lokacje są niezadeptane.
By cel osiągnąć, należy iść do samego końca wioski. Zobaczyć, która chata jest ostatnia. Nasza była taka
Następnie trzeba odnaleźć ścieżkę, która prowadzi po prostu dalej.
I taką ścieżką należy iść aż do miejsca, w którym zaliczamy opad szczęki, związany z cudem natury, który nam się ukazuje.
Nie mam pytań.
Ale cała historia ma też swoją ciemną stronę. Pisał o niej Kocur w wątku o Prizren. Wojna. Była, zostawiła ślady, czy może świadectwo. Komentarz chyba jest zbędny, bo i my niewiele tam mówiliśmy.
Żeby smutne myśli przepędzić, można się rozkoszować krajobrazem. No bo jest czym.
A te trzy osobniki są podejrzane w sprawie zaginięcia naszych sardynek. Sardynkowym skrytożercom mówimy stanowcze "o, jakie ładne koty".
I to by było tyle na dzisiaj. Następnym razem przespacerujemy się gdzieś indziej Może nad morze?
Na początek obejrzyjmy most. Bardzo charakterystyczny dla architektury czasów panowania tureckiego, zniszczony w czasie ostatniej wojny. Został odbudowany i oddany mieszkańcom bodaj w lipcu 2009. A myśmy tam zajechali w sierpniu. Takie szczęście, prawda?
Aida wskazała nam jezioro Jablanickie i miejscowość Celebici jako miejsce posiadające na wyposażeniu camping. Faktem niezaprzeczalnym jest urok tego miejsca. Jeśli będziecie krążyć po Bośni, zatrzymajcie się tam na dzień lub dwa. Żałować nie będziecie.
A to rzeczony camping i nasz wierny namiot, który już odszedł do krainy wiecznie naciągniętych linek i dobrze wbitych szpilek. Jako jedyni byliśmy bez auta, za to w bonusie dostaliśmy miejsce pod drzewkiem.
A teraz spacer. Jedno z bardziej magicznych miejsc w jakie udało nam się dotrzeć, to właśnie okolice Konjic. Na przykład pozostałości po młynie na rzece, przy wodospadzie.
Czyż to nie jest piękne?
A teraz ruszamy tam, gdzie najbardziej lubimy. Czyli gdzieś, gdzie zazwyczaj turyści się nie zapuszczają. Rzeczy w tym, by zadawać sobie jak najczęściej bardzo, ale to bardzo ważne pytanie. Co jest za następnym zakrętem? Kierując się tą filozofią, odwiedzamy miejsca, które odwiedzane są rzadko. Co ma niewątpliwe plusy, bo tak urokliwe lokacje są niezadeptane.
By cel osiągnąć, należy iść do samego końca wioski. Zobaczyć, która chata jest ostatnia. Nasza była taka
Następnie trzeba odnaleźć ścieżkę, która prowadzi po prostu dalej.
I taką ścieżką należy iść aż do miejsca, w którym zaliczamy opad szczęki, związany z cudem natury, który nam się ukazuje.
Nie mam pytań.
Ale cała historia ma też swoją ciemną stronę. Pisał o niej Kocur w wątku o Prizren. Wojna. Była, zostawiła ślady, czy może świadectwo. Komentarz chyba jest zbędny, bo i my niewiele tam mówiliśmy.
Żeby smutne myśli przepędzić, można się rozkoszować krajobrazem. No bo jest czym.
A te trzy osobniki są podejrzane w sprawie zaginięcia naszych sardynek. Sardynkowym skrytożercom mówimy stanowcze "o, jakie ładne koty".
I to by było tyle na dzisiaj. Następnym razem przespacerujemy się gdzieś indziej Może nad morze?