Forum Bulgaricus
Ukraina - Wersja do druku

+- Forum Bulgaricus (https://bulgaricus.pl/forum)
+-- Dział: Tematy inne (https://bulgaricus.pl/forum/forumdisplay.php?fid=11)
+--- Dział: Bałkany szeroko rozumiane (https://bulgaricus.pl/forum/forumdisplay.php?fid=38)
+--- Wątek: Ukraina (/showthread.php?tid=276)

Strony: 1 2


Ukraina - Philodendron - 22-07-2015

Może i Ukraina z Bałkanami nie za wiele ma wspólnego, ale dostęp do Morza Czarnego i najkrótsza (chociaż praktycznie nieprzejezdna) droga do Bułgarii pozwala mi umieścić relacje z mojej ostatniej wyprawy właśnie w tym dziale.
Jeszcze będąc młodym, przystojnym (no dobra – głównie młodymWink) studentem historii marzyłem o zobaczeniu na żywo terenów dawnej Rzeczpospolitej. Lwów, Żółkiew, Chocim, Zbaraż czy Kamieniec – te nazwy rozbudzały wyobraźnię do granic możliwości. Niestety jakoś nie dane mi było spełnić swojego pragnienia. Raz przegapiłem studencką wyprawę organizowaną przez nasz wydział, kolejny raz wybrałem Hiszpanię. Później już standard – żona, dzieci, śmieci…
Proza codziennego życia nie przesłoniła jednak całkowicie moich marzeń, a dodatkowym bodźcem do ich realizacji stał się fakt, iż zbliżam się do lat związanych z kryzysem wieku średniego. Na ten dość przykry okres można podobno zaradzić na kilka sposobów - motocykl, tatuaż lub kochanka to najpopularniejsze z nich. Jako, że motor ma o dwa koła za mało, tatuaż jakoś mnie nie przekonuje, a kochanka wychodzi za drogo to wybrałem czwartą opcję – spełnienie młodzieńczych fantazji Smile Bo jak nie teraz to kiedy!? Jednak łatwiej postanowić, trudniej zrobić.
Zawsze lubiłem zwiedzać na własną rękę (nie cierpię wyjazdów „biurowych”) i o takiej właśnie formie myślałem w kontekście Ukrainy. Niestety w dzisiejszych czasach nasz wschodni sąsiad kojarzy się głównie z konfliktem zbrojnym i raczej niestabilna sytuacją wewnętrzną, więc chętnych na wspólną wyprawę nie mogłem znaleźć. Nieważne, że armaty grzmią 1300 kilometrów od naszej granicy…
Na szczęście od czego są koledzy z lat studenckich. Luźna rozmowa, potem kolejna i jest - mam pierwszych chętnych!
Początkowo wyprawa miała polegać na objazdówce swoim samochodem po interesujących nas miejscowościach zachodniej Ukrainy. Wydawało się to najrozsądniejszą i w sumie najtańszą opcją. Oczywiście plan ten zakładał co najmniej 4 osoby w pojeździe… I tu zaczęły się schody. Po wstępnych rozmowach uzbieraliśmy taką ilość chętnych (a nawet większą), ale im bliżej wyjazdu i konieczności ustalania konkretów, tym kolejne osoby się wykruszały. Koniec końców zostałem tylko ja i mój serdeczny przyjaciel, którego znam jeszcze z ławki licealnej.
No i co robimy? Samochód odpadał (co w późniejszym czasie błogosławiłem), bo koszty rozłożone na dwie osoby były za duże. Rafał zaczął naciskać na kogoś kto nam taką wyprawę zorganizuje (w okolicach Przemyśla jest sporo jednoosobowych firm świadczących takie usługi). Mi takowy pomysł nie do końca odpowiadał, ale byłem na tyle zdesperowany, że przystałem nawet na taką formę. Na szczęście pięciodniowy plan podróży wysłany przez „przewodnika”, który obejmował wszystkie nasze wymarzone miejsca zdecydowanie przekraczał założony budżet (planowaliśmy zmieścić się w kwocie do tysiąca złotych na głowę). Piszę na szczęście bo jak się później okazało fizycznie nie był możliwy do realizacji.
Tak więc stanęło na samodzielnej wyprawie i poruszaniu się transportem publicznym. Wymagało to ograniczenia miejsc, które mieliśmy odwiedzić, ale trudno – będzie pretekst do powtórki wyprawy – tak zgodnie stwierdziliśmy. Stanęło na ikonach  – Lwowie, Chocimiu i Kamieńcu Podolskim.
Wyprawę rozpoczęliśmy 3 lipca o 06.17. Bezpośredni pociąg z Włocławka do Przemyśla jechał bagatela 10 godzin (oczywiście spóźnił się o 40 minut). Na szczęście było w miarę luźno.
W Przemyślu szybki obiad i lokalny autobus wiozący do granicy (koszt 2 złote za osobę). Takie autobusy odchodzą z Przemyśla co kilkadziesiąt minut.
20 minut później jesteśmy już „w klatkach” wiodących do odprawy celnej. Szliśmy razem z całą masą Ukraińców i mieliśmy obawę, czy uda nam się szybko przedostać na drugą stronę. Na szczęście Polaków traktują trochę inaczej i właściwie kontrola sprowadza się do odpowiedzi na pytanie o cel podróży.
[Obrazek: 4U78fN8iiV6OLg_rJ4kRFMxW3V6yTQlxTEkQOF4d...24-h711-no]

Tak więc w miarę sprawnie przedostaliśmy się na drugą stronę. Od razu dopadło nas kilkunastu naganiaczy taksówkowych oferujących podróż do Lwowa za 80 hrywien od osoby. Na szczęście wiedzieliśmy, że niedaleko jest przystanek ukraińskich marszrutek (tak się nazywa najpopularniejszy miejscowy transport autobusowy), więc delikatnie zbywaliśmy natarczywych taksówkarzy.
Na przystanku czekało kilkanaście osób i dwie żółte marszrutki – małe autobusiki marki TATA na 20-25 osób. Koszt 30 hrywien za osobę. Fajnie wygląda sytuacja z czasem odjazdu. Samochody stoją tak długo, aż kierowca stwierdzi, że ma już wystarczająco dużo podróżnych i opłaca mu się wyjazd. Co ciekawe jak jest mniejsza ilość osób, a facet chce już jechać to cena „biletu” może podskoczyć. Ekonomia jest nieubłagana Smile
Czekaliśmy pół godzinki. W pewnym momencie kierowca po prostu krzyknął, że można wchodzić i po zajęciu miejsc przez podróżnych obszedł wszystkich i zebrał kasę. Żadnych biletów i podobnych, zupełnie niepotrzebnych rzeczy.
Ruszyliśmy. Droga była nad wyraz dobra (pozostałość po Euro2012). W pewnym momencie zaczęliśmy zastanawiać się, gdzie te fatalne, pełne dziur drogi z filmików na youtubie. Okazało się, że były… 
Marszrutki to nie jest typowy transport publiczny w naszym polskim rozumieniu. To są prywatne busiki i od kierowcy i jego chęci zarobku zależy jaką trasą pojedzie do celu. Zatrzymuje się praktycznie przy każdym przystanku na którym stoją ludzie i machają ręką (chociaż potrafi też bez żadnych przyczyn nie zareagować na sygnały i pojechać dalej). Taka polityka skutkowała tym, że po 20 minutach mieliśmy masakryczny tłok w środku. Dodatkowo kierowca zaczął objeżdżać miejscowości leżące wzdłuż głównej trasy na Lwów. To tam poznaliśmy ich prawdziwe drogi, a właściwie dziury w drodze. I tu właśnie po raz drugi (pierwszy był jeszcze na granicy, gdzie widzieliśmy kilometrowe kolejki samochodów stojących do odprawy) podziękowałem, że nie wypalił pomysł z własnym pojazdem. 



Do Lwowa dojechaliśmy po 21. Spanie wyznaczone mieliśmy dość daleko od dworca na ulicy Kozelnickiej, która mieści się na południowym krańcu Parku Stryjskiego. Wsiedliśmy w autobus nr 16 i płacąc 4 hrywny od osoby ruszyliśmy na kwaterę.

[Obrazek: 0dLVg10qND6-5TzLgrb85K760aNZSOJsjGq9DmCJ...99-h668-no]

Tutaj należy się kolejne wyjaśnienie. Transport publiczny podzielony jest na tramwaje i trolejbusy (nazwijmy je państwowymi) i prywatne autobusy (zarówno takie same busiki jakimi jechaliśmy od granicy, jak i normalne miejskie „przegubowce”). W tych pierwszych należy kupić bilet u kierowcy (2 hrywny) i skasować go w przedpotopowym kasowniku, w drugich – też u kierowcy płaci się odpowiednią kwotę nie dostając żadnego pokwitowania (koszt 4 hrywny). W jednych i drugich nie ma limitu czasowego, ani kilometrowego tak popularnego w naszych miastach. 
Z płaceniem za przejazd wiąże się też dosyć egzotyczny dla nas zwyczaj. Otóż można wejść drzwiami przy kierowcy i płacić od razu, albo wsiąść z tyłu. Obydwie metody nie są jednak wolne od wad. Pierwsza ma słaby punkt w postaci częstego braku miejsca przy przednich drzwiach. Druga – jak kuśka dopchać się do szofera w samochodzie pełnym ludzi?! Na szczęście nic prostszego – dajesz pieniądze osobie znajdującej się przed tobą i na zasadzie głuchego telefonu docierają one do kierowcy, a w powrotną drogę wędruje bilet lub też reszta (jeśli nie mieliście równej kwoty). I to bez żadnych kantów, kradzieży pieniędzy „po drodze”, czy fochów kierowcy, który podczas jazdy musi przyjąć kasę wydać bilet i resztę. Szok.
Na początku nie wiedzieliśmy co się dzieje - stoimy sobie i nagle ktoś podaje nam kasę mówiąc coś niewyraźnie. Nigdy nie zapomnę miny Ukraińca jak oddaliśmy mu pieniądze nie przekazując ich dalej - pełna konsternacja. Na szczęście osoba stojąca obok nas wytłumaczyła, że my inastrancy, więc nie doszło do większego zgrzytu. Jaja jak berety.
Lwów nocą sprawia raczej przygnębiające wrażenie (oczywiście poza Starym Miastem) głównie z powodu słabego oświetlenia. Jechaliśmy niewiele widząc i gdyby nie młody człowiek, który powiedział gdzie powinniśmy wysiąść to pewnie byśmy przegapili nasz przystanek. Na szczęście udało się opuścić autobus i z drobnymi perturbacjami odnaleźć naszą kwaterę.
Warunki świetne. Koszt 77 złotych za noc. Jedyny mankament to odległość od Starego Miasta – pieszo pół godziny z okładem. Niestety mieliśmy tam zarezerwowaną tylko jedną noc. Później czekała nas przeprowadzka w pobliże dworca.
Mieliśmy ruszyć jeszcze na piwo do pobliskiej knajpki, ale padliśmy. Na szczęście bo rano czekała nas wyprawa na Cmentarz Łyczakowski, przeprowadzka na inną kwaterę, Stare Miasto i nocny pociąg do Wiśniowca. Napięte terminy jednym słowem Smile

CDN...


RE: Ukraina - Bulgarius - 22-07-2015

No to czekam na dalszą część Smile


RE: Ukraina - nunatak2 - 22-07-2015

Ja też Wink


RE: Ukraina - aekzal - 22-07-2015

Fajna wyprawa.


RE: Ukraina - onufry - 23-07-2015

Pod kątem tej wyprawy dodam miejscowość Buczacz ( znana z historii jako miejsce przyjęcia niezbyt korzystnych dla Polski traktatów ) między Iwano-Frankowskiem a Tarnopolem pracuje tam na parafii ksiądz Darek - nasz rodak który w okresie letnim przenocuje chętnych w budynkach parafialnych ( nie w tym momencie gdyż teraz jest na pielgrzymce rowerowej do miejsc kultu religijnego w Polsce -25 osób z okolic Buczacza - wracają już do siebie i w tej chwili nocują w Dębicy


RE: Ukraina - Philodendron - 23-07-2015

Na początku należy się wyjaśnienie – jechaliśmy do Czerniowca, a nie Wiśniowca jak podałem w poprzednim wpisie. Myślałem o Wiśniowieckich i tak się jakoś wpisało Smile

…Drugi dzień to pobudka po 7.00 i szybki prysznic. Decydujemy, czy mamy wziąć taksówkę (koszt około 40 hrywien), jedziemy autobusem, czy zasuwamy pieszo. Ja optuję za taksówką (w końcu to raptem 8 złotych), ale Rafał uparł się na napęd nożny. W sumie co nam szkodzi…
Na Łyczakowski jest z naszej kwatery niecałe trzy kilometry. Co to dla nas. Droga wiedzie przez Park Stryjski i później starymi uliczkami do samego cmentarza.
Ruszyliśmy z kopyta. Sam park lata świetności ma już za sobą. Oprócz ładnego pomnika sportowców i kilku odnowionych budynków miejscowych uczelni sprawia niestety przygnębiające wrażenie. Stare, zaniedbane drzewa, wysoka trawa, krzaki i nieczynne fontanny. Dodatkowo kilka fajnych budowli obróconych w ruinę.

[Obrazek: JI14u6c-T1tTwRMe7KfEbxIpSQGbtqhW0a1pUtwc...61-h711-no]


[Obrazek: hugbFZ3VNKTCPSqUvO8E_BVx8f2jz8fTfLRpP0i1...80-h711-no]

[Obrazek: E4-LtEYmfXmazLLBAiVfeuQqlfagSg7f7XuGmifs2Q=w994-h711-no]

Zaraz po wyjściu z parku trafiliśmy na piękne brukowane uliczki idące ostro w dół oraz stare kamieniczki z których część zastała nieźle zachowana lub odnowiona. Duży kontrast w stosunku do parku.

[Obrazek: UpA-RM3VIp8UbGOADXdVVON7KBwz_gbHaN9akKYsmg=w705-h711-no]

Na cmentarz trafiamy w miarę sprawnie. Po 40 minutach od wyjścia z kwatery jesteśmy przed charakterystyczną bramą. Jeszcze tylko bułka w sklepie przed wejściem, po jednym papierosie (fajki są tak tanie, że zrobiłem sobie dyspensę na tytoń) i wchodzimy. 

[Obrazek: SHWOMOWAe984RFq88hvLInA2SUTEWtsZUj0o-qfQqw=w607-h711-no]

[Obrazek: co0mfHvQ9NnJUJFnadqX8MGewpr0BYY4GsafgN6j...24-h566-no]

Aaaa zapomniałem – jeszcze bilet! Tak, tak – wejściówka na cmentarz kosztuje 20 hrywien.
Na początku cmentarza podchodzimy do najbardziej znanych grobów. Właściwie nazwiska wyłącznie polskie. Wszystko zadbane i odnowione. 

[Obrazek: rAC3qBLzCiPoRqv1GriNar5kYiPs-y3wIfsR2LeY...24-h685-no]

[Obrazek: M5KkpLToaExpFQF7VVeUVfDmvL81hVKc9CzCElyonw=w307-h711-no]

[Obrazek: cV-M4mG148aZDCfqcoFK_i25-yz4cG6B14D3Cgvseg=w563-h711-no]


Niestety im dalej tym gorzej.
Najsmutniejsze są rejony przy górce Powstańców Styczniowych, na którym leżą Polacy walczący w tym zrywie niepodległościowym. Chociaż samo miejsce ich pochówku jest piękne i zadbane to tym większy robi to kontrast dla grobów otaczających wzgórze. Wszystko zapadające się, zarośnięte. Poprzewracane krzyże i pomniki. Nie tak powinna wyglądać tak stara i szacowna nekropolia.

[Obrazek: kaMMYr27M72P5RGuo7ow9MPG9oXgukVbnL2ObFLZ...24-h585-no]

[Obrazek: lGrZlcTBkf15aTmHgk33WsHH-YxTq9-jr40bU5ZCIA=w476-h711-no]

[Obrazek: YE6BZZvFD9_H4NDdANvLCvj4JGmX-1UfDEz9DI3L...24-h685-no]

Idziemy do Lwowskich Orląt mijając ukraiński cmentarz wojskowy ze świeżymi mogiłami przykrytymi flagami narodowymi. Namacalny dowód toczących się na wschodzie walk. Dziwne uczucie dla nas – ludzi, którzy na co dzień nie spotykają się z wojną i związaną z nią śmiercią.

[Obrazek: nlaU_W0M1o5alTH1_kLVNkOdNL3pyvRCeq80Yv4w...24-h638-no]

Miejsce pochówku Orląt zostało odrestaurowane dopiero niedawno. Do dzisiaj zachowały się pojedyncze, oryginalne nagrobki. W latach 70 bowiem cały cmentarz został zrównany z ziemią przez buldożery. I to nie z rozkazu towarzyszy radzieckich, tylko z inicjatywy komunistów ukraińskich. Ot, taka trudna, braterska miłość…

[Obrazek: nwJsVdvO6S7Y7-4kuTcCcNFI7BzU6JSM4g6B0bi9...24-h594-no]

[Obrazek: s31bKkSTXXH7jxHNCUPfzI43ntze05GHRt7NIGcX...24-h685-no]

Po wizycie w tak ważnym dla nas miejscu wracamy na kwaterę. Do 12.00 powinniśmy się wymeldować, więc idziemy żwawym krokiem. Tylko, że teraz nie schodzimy w dół… Robi się gorąco. W myślach bluźnię na swoją spolegliwość – przecież mogliśmy wracać taksówką!
Nic to, jak mawiał Pan Wołodyjowski - zmachani dochodzimy do kwatery. Szybki prysznic, wymeldowanie i autobus pod dworzec. Nasze kolejne miejsce zakwaterowania znajduje się w jego bezpośredniej bliskości – na ulicy Storożenka. Takie umiejscowienie związane było z nocną wyprawą pociągiem do Czerniowca i zakładanym (również nocnym) powrocie. W sumie plan był dobry – szkoda, że jak to plan – wyszedł zupełnie inaczej Smile
Zakwaterowanie w nowym miejscu przebiegło szybko. Stwierdziliśmy, ze należy się lekki odpoczynek. Jak wiadomo odpoczynek to tylko z piwkiem w ręku. A jak piwko to „Lwowskie 1715” – z czystym sumieniem polecam.
Po 14.00 ruszyliśmy na podbój starego miasta. Cerkwie (a właściwie kościoły przerobione na cerkwie) robią duże wrażenie. Oczywiście największe Sobór Świętego Jura z kopią Całunu Turyńskiego. Niestety natrafiamy również na mniej dla nas ciekawe miejsca takie jak plac Bandery z wielkim pomnikiem tego ukraińskiego „bohatera”. Ogólnie we Lwowie daje się wyraźnie zauważyć jaką estymą się cieszy ta kontrowersyjna postać. Jest sporo napisów mówiących, że jesteśmy w mieście Bandery, są sklepy „banderowskie” gdzie sprzedawane są rzeczy związane z UPA (można tam kupić nawet sprzęty z wehrmachtowską gapą). Trudno to przełknąć.

[Obrazek: I4pz4vb0Ws8dy50WF7_7JqZ4jsdyAFXKHBPhVioG...24-h609-no]

[Obrazek: 5YCcbAObSNS03q7LWVKPXDLuIVlcCzEc_LU-WscF...24-h644-no]

Stara część Lwowa jest piękna, po prostu piękna. Moim zdaniem robi większe wrażenie niż Kraków. Po drodze mijamy cudowny pałac Potockich – jedna z wielu pamiątek świadczących o polskim pochodzeniu miasta. Kolejnym jest oczywiście pomnik Adama Mickiewicza, który nieuszkodzony przetrwał do dzisiejszych lat. Zwiedzamy kolejne cerkwie (a właściwie kościoły), gmach opery, ratusz, czarną kamienicę.

[Obrazek: lLXEjrC9DtkUPROkbpvnOifPJzDzbVyVRp9leyuM...24-h639-no]

[Obrazek: hg4rV5SXnHqckAzEZpNGjKG8mkts8nNRKXNksSwBxw=w624-h711-no]

[Obrazek: rB5EpGP8KR71JShZ7QwrNCI4uY9ToKblY8Wimfqzaw=w851-h711-no]

[Obrazek: hyGLdGgkJ7fhO87oCr5LTSE4Jbs1qDPcB7Dm_N-C...24-h685-no]

[Obrazek: hjl5BxE0Zpv2QQnT2c6HUOGBqFmnKns4K9QLI3aq...28-h711-no]

[Obrazek: nk1QvY-hUTs3A4V9WsMj4el7BrazRvlX1e3Br-cS...23-h711-no]

[Obrazek: -ywzUm9jgTdSR9faPkurt1MCX5IVVkdKBrN9f-At...24-h685-no]

[Obrazek: xL-vIFWNvZpuZrF1CFlGTcGWeMbUelewwT-Rs_mK...24-h685-no]

[Obrazek: CxE2l2D8esvnva6SgMT-HMPqjevlTo-VALNgWKij...24-h578-no]


Pora obiadowa, więc wybieramy samoobsługową knajpkę przy Alejach Wolności. 90 hrywien za obiad dla dwóch osób z piwem. Fakt, że nic wykwintnego, ale cena naprawdę zachęcała, a same potrawy całkiem niezłe. Tylko piwo Czerniewickie średnie. Oczywiście nie tak kiepskie żeby nie wypić… Wink
Na kwaterę wracamy tramwajem, bo nogi odmawiają posłuszeństwa. Szybki prysznic i krótki sen. W końcu o 01.20 mamy pociąg sypialny do Czerniowca...

CDN..


RE: Ukraina - mierzey - 24-07-2015

To przy okazji tego wątku taki njusik dzisiejszy:
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,138764,18410952,koniec-lapowek-po-ukrainskiej-stronie-granicy-przypilnuja-brytyjczycy.html?lokale=local#BoxNewsImg


RE: Ukraina - Philodendron - 25-07-2015

Nocne przejście na dworzec nie nastręcza problemów. Część knajpek przydworcowych nawet o tak egzotycznej porze jest czynna. Ogólnie czujemy się w pełni bezpiecznie.
Do pociągu wpuszcza konduktor sprawdzając wcześniej imienne bilety (koszt na dwie osoby niecałe 220 hrywien). Niestety mamy osobne przedziały. Rafał jak zwykle w czepku urodzony trafia do przedziału z dwoma młodymi dziewczynami i sympatycznym chłopakiem.
Ja do swojego musiałem się dłużej dobijać bo był zamknięty. W pewnym momencie otworzyła mi zaspana Horpyna i ochrzaniła, że jestem za głośno. Ciekawe jak jej zdaniem miałem wejść do środka?! Mojego „szczęścia” dopełniła zupełna ciemność i górne łóżko na które nie wiedziałem jak się mam dostać. W końcu przyświecając sobie komórką odszukałem składaną metalową drabinkę i jakoś się wczołgałem na swoje posłanie. Trochę po omacku powiesiłem plecak na haczyku, zdjąłem koszulkę oraz spodnie i starałem się zasnąć. Było tak parno, że nawet nie myślałem o przykryciu się czymś. Oczywiście nie wiedziałem, że pod nogami mam świeży komplet pościeli. Spałem na samym materacu i podejrzanej (o czym przekonałem się rano) pod względem czystości poduszce. Chociaż spałem to za duże słowo. Obok mnie na górnym łóżku chrapała jakaś kobita (jak się później okazało z wyglądu ani chybi siostra Horpyny, która mnie ochrzaniła), do tego dochodziła duchota…
Po niespecjalnie przespanej nocy obudziliśmy się w przedziale praktycznie na jeden sygnał. Mogłem rozejrzeć się dookoła i właśnie wtedy zauważyłem mało przyjemny stan mojego posłania, czystą pościel pod nogami i moje współtowarzyszki podróży (trzecią była babulka zajmująca jedno z dolnych posłań). Każda z nich przebrana w nocne koszule, patrzyły na mnie jak na barbarzyńcę Smile Chciałem pokazać, że nie jest ze mną tak źle i udałem się do łazienki w celu dokonania ablucji. Jednak wystarczyło zajrzeć do środka, by stwierdzić, że w sumie nieważne co o mnie pomyślą Smile Smród, brud to najlepsze określenia tego przybytku.
Na szczęście w przedziale obok też obudzili się do życia. Rafał zawołał mnie i przedstawił kolegę z którym jechał. Niestety młode dziewczyny wysiadły na wcześniejszym przystanku. Wspomniałem już o moim szczęściu?
Wasyl okazał się weterynarzem mieszkającym w okolicach Czerniowca. Dojeżdża do Lwowa, gdzie dorabia jako pomocnik wykładowcy na Uniwersytecie Weterynaryjnym. Taki dwudniowy wyjazd to zawsze jakieś dodatkowe pieniądze w domowym budżecie. „Jakieś” to w sumie odpowiednie określenie. Dostaje za to równowartość 15 dolarów z czego ponad połowę traci na dojazd. Żyć, nie umierać.
Niestety nie lepiej jest w jego okolicach. Jak mówił główny weterynarz w ich rejonie zarabia równowartość 300 dolarów. Ale bywa, że przez 3-4 miesiące nie otrzymuje wypłaty. Na nasze pytania o stosunek do walk na wschodzie powiedział, że on nie chce walczyć, bo po pierwsze nie potrafi, a po drugie nie czuje związku z krajem, który nie gwarantuje mu nawet minimum niezbędnego do normalnej egzystencji. Jak mówił po przewrocie zmieniło się jedynie to, że łapówki biorą inni niż dotychczas. Ogólnie dla niego nieważne kto rządzi i pod jaką flagą – byle można było godnie żyć.
Po dojeździe do Czerniowca pożegnaliśmy się z nim serdecznie i wymieniliśmy kontaktami. Na koniec skierował nas do dworcowych toalet i wyjaśnił, że można się tam w miarę normalnie umyć. Fakt było lepiej niż w pociągu. Odrobinę Wink
Sam dworzec w Czerniowcu wygląda podobnie do tego we Lwowie (oczywiście zachowując odpowiednią skalę). Zaraz po wyjściu przed budynek trafiliśmy na kogoś kto się chciał z nami zabrać do Polski. To już trzecia, czy czwarta osoba. Każda z nich miała jakieś polskie korzenie, albo chociaż znała kogoś takiego Smile

[Obrazek: kEP1BYxpmLC8KeqF6cAKR3IGVBYSoB25__H_Sdz5...48-h711-no]

Idziemy na przystanek trolejbusów – cel główny dworzec autobusowy. Jednak po 30 minutach czekania i kolejnych pojazdach wypełnionych na maksa zaczęliśmy się mocno denerwować. Autobus do Chocimia mieliśmy za kilkanaście minut, a nie wiedzieliśmy kiedy będzie następny. Kolejne pięć minut czekania i podjeżdża następny trolejbus – o dziwo praktycznie pusty. Nie ogarniam tego.

[Obrazek: DcLRV6KJW99SKnwe8Y5Wdxh9gj5FEEFlkW-suXGV...48-h711-no]

Czerniowiec mijany z okna nie robi specjalnego wrażenia. Ot, takie zwykłe zapyziałe miasto.
Dojeżdżamy do dworca spóźnieni. Na nieszczęście kolejny „rejsowy” autobus jest dopiero za dwie godziny. Od czego są jednak marszrutki? Szukamy takiej jadącej w interesującym nas kierunku. Jest jedna, która jedzie do Kamieńca. Niestety Chocim lekko omija. Wkurzeni szukamy dalej, ale jak na złość nic nie mogliśmy znaleźć. W końcu szofer jadący do Kamieńca woła do nas żebyśmy wsiadali. Powiedział, że wysadzi nas na przystanku kolejnych marszrutek jadących już do samego Chocimia. To podobno tylko 6 kilometrów. Raz się żyje – jedziemy.
Po godzinie jesteśmy. Kierowca wyrzuca nas na skrzyżowaniu i macha ręką pokazując gdzie mamy iść. No to idziemy. Faktycznie jest zatoczka, obok jakaś zamknięta knajpka. Pytamy się jeszcze siedzących w pobliżu kobitek, czy dojedziemy z tego przystanku do Chocimia. Oczywiście…
Robi się upalnie. Temperatura w cieniu oscyluje w granicach 30 stopni. Po pół godzinie bezskutecznego czekania mamy dosyć. Na szczęście udało się zatrzymać jadącą taksówkę. Wystarczyło 20 hrywien i po 5 minutach jesteśmy w Chocimiu. Szofer koniecznie chciał nas zawieźć pod sam zamek, ale zażyczył sobie kolejnych 40 hrywien. Bez sensu. Tym bardziej, że chcieliśmy zobaczyć samą miejscowość.
Idziemy przez kompletnie wymarłe miasteczko. Chociaż wieś to chyba lepsze określenie. Kilka małych „pegeerowskich” bloków plus drewniane domki. Szutrowa, przeraźliwie pyląca droga wzmagała wrażenie totalnej, zapyziałej dziury. Z drugiej strony leżące wszędzie koty i psy, które leniwie wygrzewały się w słońcu oraz gdzieniegdzie przemykające babuszki w chustach na głowach tworzyły klimat przypominający trochę serię filmów „U Pana Boga”.

[Obrazek: 5m1A9fvP8pyZ1wukhLbKT7s777FbaubXKP_2IxvZ...48-h711-no]

[Obrazek: m3NKdz4GsSmP99veVwBUALwnpZfgWiaTaVmnC8Zl...48-h711-no]


Zatrzymujemy się w sklepiku wyglądającym jak blaszany garaż. Bierzemy po zimnym piwku i w dalszą drogę. Okazało się, że do zamku jest jednak kawałek drogi. Jeszcze ten upał. Uff.
Po dojściu na miejsce kupiliśmy bilety w budce przy bramie wjazdowej. Ominęliśmy szerokim łukiem stragany z typową dla takich miejsc cepelią, przeszliśmy przez bramę wiodącą przez pierwszy wał umocnień i zamarliśmy. Wrażenie było niesamowite – wielka, zielona przestrzeń, majaczący lekko w oddali zamek i piękno przepływającego w dole Dniestru. Kwintesencja dzikich pól.

[Obrazek: 4HMunUdbjnreJ6AsmjDrWYpEYvJICMj6Wp1Ut2w6...24-h654-no]

Zauroczeni widokiem staliśmy tak dobre kilka minut. Dla podkreślenia klimatu włączyłem w komórce „W stepie szerokim”. Tego się nie da opisać, to trzeba przeżyć.
W końcu ruszyliśmy w stronę zamku. Z daleka wydaje się malutki, ale im bliżej tym większe robi wrażenie. Szczególnie wysokość murów zaskakuje i pokazuje potęgę twierdzy. 40 metrów wysokości i prawie 6 grubości. Dodatkowo jak uświadomimy sobie, że mury to ostatni etap obrony, a atakujący musieli najpierw pokonać umocnione wały… Wydaje się to nieprawdopodobne, ale jednak forteca w swojej historii była zdobywana kilka razy.

[Obrazek: LANluqkwXXcez9utvCG5J_csRpCmUodIlmvt81tQ...24-h616-no]

[Obrazek: PLuhsSquxdG3DlhpsrmWCxexAK_5KCb5IVFWDW6M...75-h711-no]

Wejście do zamku wiedzie przez zwodzony most przerzucony nad głęboką rozpadliną. Jeszcze tylko ciężka, kuta brama i otwiera się typowy dla takich budowli dziedziniec. Studnia, baszty, wieża i pomieszczenia gospodarcze. Forteca w środku nie jest za duża i aż trudno sobie wyobrazić gdzie mieściły się liczne oddziały w niej stacjonujące.

[Obrazek: UMrJ9iq2cDKBzi3NEftDey3u8GytoGfyvii9Xu0up-c=s711-no]

[Obrazek: 7UuCJA3Nedhx9friVGTsJtinoaGndXf39xiU6DVW...24-h685-no]

Obejście całości (razem z podziemiami) zajmuje dobrą godzinę. O dziwo jest sporo zwiedzających ukraińskich rodzin z dziećmi i miejscowej młodzieży. Trafiamy też na Rosjan. Niestety większość informacji na tabliczkach pomija polskie etapy w historii twierdzy. Jest tylko wzmianka o Sobieskim i oczywiście Chodkiewiczu. Powoli zaczynamy się przyzwyczajać do tej specyficznej, ukraińskiej amnezji.

[Obrazek: MZUaJhObZmDMl_5C7fBcG4FRzONv6zk6COZr_QVs...24-h685-no]

Niestety czas leci nieubłaganie, więc po nasyceniu się zamkiem i widokami na Dniestr wracamy do miasteczka. Na szczęście pani bileterka poinformowała nas, że lepiej pójść w przeciwną stronę, niż pierwotnie zakładaliśmy, bo tam łatwiej o transport do Kamieńca.
Kolejny kilometr wiodący przez wymarłą miejscowość nie robi już na nas wrażenia. Jeszcze tylko zakupy w sklepiku (ceny dwa razy niższe niż we Lwowie) i dochodzimy do asfaltowej drogi. Akurat jakieś dziewczyny zatrzymały marszrutkę, więc korzystamy z okazji i też wsiadamy. Do Kamieńca jest pół godzinki drogi - można chwilę odsapnąć.
Po dojeździe na miejsce wysiadamy przy głównym dworcu autobusowym. Zapytany o drogę przechodzień pokazał kierunek i wytłumaczył, że pieszo do zamku idzie się około 20 minut. No to idziemy. Po drodze mijamy zadbany park z dużą fontanną służącą też do różnych wodnych zabaw (łódki, kula, rowerki wodne) oraz pomnik żołnierzy radzieckich z obowiązkowym T-34 na cokole. Dochodzimy do mostu z przepięknym widokiem na małą rzeczkę w dole. Co ciekawe można tutaj zjechać na linie na drugi brzeg albo skoczyć na bungee. Koszt około 40 złotych. Szkoda, że czasu brak.

[Obrazek: AGsri_2TR3-cAsQ35dzsGLsF6EWOZmGH3ML9Xdun...34-h711-no]

[Obrazek: PvAkAGOxUGEvlqrhMqeXzjep_cZ6JwvZDoLVkqwI...76-h711-no]

Dalej przechodzimy obok kolejnych cerkwi, knajpek i starego rynku. Grzecznie dziękujemy przewodnikom oferującym swoje usługi. Widzimy też kilka namiotów z młodzieżą w wojskowych mundurach zbierających pieniądze na doposażenie armii. 

[Obrazek: R9KE1VS9oRpOkyKUpQPZC0bJ9wqwXv_2znYj4Y31...24-h581-no]

W końcu jest. Z daleka zamek robi piorunujące wrażenie. Niestety okazało się, że dalej sytuacja jest odwrotna do tej z Chocimia.
Po strzeleniu obowiązkowych fotek z fortecą w tle podchodzimy kolejnym mostem do umocnień. Obowiązkowy bilet, brama i… czar prysł. Dziedziniec zawalony różnymi straganami i turystyczną cepelią. Tu jakiś Wilhelm Tell, tu sztuczny koń, dyby, a w podziemiach figurki przedstawiające scenki z walk z Turkami (gdzie jeden z janczarów wygląda jak Zulus z dzidą, a drugi strzela z biodra jak w amerykańskich westernach!). Żenady dopełniają rozgrzebane rusztowania, betoniarki i dobudowane współcześnie budynki, które pasują do całości jak pięść do nosa. Przez to wszystko ciężko wczuć się w klimat i wyobrazić sobie jak to wszystko mogło wyglądać dawniej.

[Obrazek: ByomNHfVDU1WssAuKbBPV-_EpQYs4o9ySRhSmsdl...24-h685-no]

Na szczęście wzorem innych mniej rygorystycznych krajów (niech żyje Bułgaria!!!) można wszędzie wejść i wszystkiego dotknąć. Większość baszt, krużganków, lochów jest otwarta i dostępna. Nikt się nie przejmuje niebezpiecznymi schodami z ruszającymi się stopniami, czy niezabezpieczonymi dziurami. Nam to pasuje Smile
Oglądając widoki z wieżyczek strzelniczych, czy ze szczytów wież można wychwycić to o co nam chodziło od samego początku. Wyobrazić sobie jaki widok na atakujących mieli broniący się w twierdzy żołnierze. Co mogli czuć widząc zbliżającą się potężna armię przeciwnika. Ewentualnie jak spędzali chwile w czasach pokoju.

[Obrazek: p172MPcwXUPDYpofngiVvUk__wN7JYXQNnkq_xt7...24-h685-no]

[Obrazek: keWUVX2Il0MbahdV8_QKfG2AEJZBziv5UPBNMksz...76-h711-no]

[Obrazek: xpZbdwuTY9BvA5eaFZ41f76Hb-tBrT7-EIntLIsK...24-h685-no]

[Obrazek: jjROzLSG1oztsXC8NfDGUzput60oGd6Gc20wxt2h...76-h711-no]

No i oczywiście w większości informacji o Polakach cisza. Norma.
Mimo naszego zdegustowania i tak spędzamy na zamku ponad trzy godziny. Wracamy do centrum autobusikiem. Czujemy w nogach te kilkanaście kilometrów. Po dojeździe do centrum idziemy na szybkie piwko i czebureki z mięsem. Pychota.
Zgodnie z planem powinniśmy szukać marszrutki powrotnej do Czerniowca skąd po 20 mieliśmy sypialny pociąg do Lwowa. Bilety kupione, więc wydawało się to naturalną opcją. Od czego są jednak przypadki.

[Obrazek: UzRbWrFLdIgl5Xy_LLAiSy9NJOOwLAWsAJKAn2E_...34-h711-no]

[Obrazek: JxhJFJTbSM6pfMhnFn9elUHwexgbl797T8WRNVUz...48-h711-no]

Zajrzeliśmy na dworzec żeby skorzystać z toalety (wiecie, dziura ze stojącym obok  wiaderkiem na brudny papier), gdy rzucił nam się w oczy autobus z napisem Lwów. Szybkie pytanie o cenę (240 hrywien) i czas dojazdu na miejsce (miał być dobre 3 godziny wcześniej niż pociąg) żeby podjąć oczywistą decyzję – jedziemy.
I tym sposobem zamiast pociągiem wróciliśmy do Lwowa autobusem. Jedyny problem był w tym, że dojeżdżał do innego dworca leżącego na drugim krańcu miasta. Ponad godzinę zajęło nam dostanie się na kwaterę. Ale i tak zaoszczędziliśmy prawie 2, co w kontekście następnego dnia i kolejnych kilometrów miało spore znaczenie…


RE: Ukraina - Philodendron - 29-07-2015

Ostatni dzień pobytu zaplanowaliśmy równie intensywnie jak poprzednie. Wszak we Lwowie rzeczy godnych obejrzenia jest naprawdę dużo.
Pobudka, prysznic, pakowanie. Rzeczy zostawiamy w hostelu i ruszamy na dworzec zjeść śniadanie. Pielmieni i barszczyk ukraiński popity piwkiem to naprawdę smaczny i sycący posiłek. Z pełnymi brzuchami jedziemy tramwajem pod sam Ratusz. Głównym naszym celem było Wzgórze Zamkowe, ale po drodze zaliczyliśmy Arsenał, klimatyczny zakątek z zachowanymi średniowiecznymi murami obronnymi oraz Basztę Prochową.

[Obrazek: pi-7fDOJ8cCVrFOciNlIn5fsE4Ew8WHqQjzzrFJ7...24-h685-no]

[Obrazek: niB2hLt7Uepnmtp-rm5dB--POJ91ZtqFnHmDXpXl...91-h711-no]

[Obrazek: 6xKfZtUt-BucaiOaUtuhEdo9cqmFSn2SnsuZng5D...25-h711-no]

Samo podejście pod Wzgórze Zamkowe jest sporym wyzwaniem. Pierwszy etap wiedzie po stromych, metalowych schodkach na których ciężko wyminąć wolniejszych turystów. Później jest już łatwiej, ale i tak na sam szczyt człowiek wchodzi nieźle zmachany. Na szczęście panorama Lwowa rekompensuje wszystkie niedogodności.

[Obrazek: ykZL9e2jI1qlVcdnF6dTr9yui7RhRtGH1z3N__3l...34-h711-no]

[Obrazek: DPmHDBAcOTLVd8zVuYKM4De_z-tTijC4xpd-nCG0...24-h685-no]

Po obowiązkowych fotkach zeszliśmy drugą stroną do Parku Zamkowego, a następnie starymi uliczkami w okolice Opery. Natknęliśmy się tam na niewielki bazarek z różnymi turystycznymi pamiątkami (największym zainteresowaniem cieszył się papier toaletowy z podobizną Putina). Oprócz typowych dla tego typu miejsc rzeczy, zastanowiła nas liczna grupa sprzedawców z koszulami, spódniczkami i spodniami w ludowe Ukraińskie wzory, która cieszyła się dużym zainteresowaniem wśród miejscowych. U nas mało prawdopodobne by było żeby ludzie zakładali ludowe stroje i paradowali w tym po mieście. A szkoda.
Po obowiązkowych zakupach poszwędaliśmy się jeszcze po okolicy, zjedliśmy obiad i wróciliśmy po nasze rzeczy do hostelu. Jako, że po drodze wydaliśmy większość kasy w sklepie z alkoholem (0,7 czarnego Nemiroffa to koszt około 11 złotych) to na dworzec szliśmy równo obładowani, ale szczęśliwi Smile

Wyszukanie marszrutki do granicy to już nie problem. Godzinka z okładem oraz wielka burza po drodze i jesteśmy w Szegini. Skoro zostało trochę kasy to w plecaku wylądowały jeszcze papierosy (3-4 złote za paczkę) i trochę słodyczy. Z lekką obawą przekroczyliśmy granicę (na szczęście obyło się bez kontroli) i taksówką wróciliśmy do Przemyśla, bo nie chciało nam się czekać na autobusik. 
Była 19, więc kazaliśmy się zawieźć do schroniska PTTK, gdzie mogliśmy do odjazdu pociągu (dopiero o 3 w nocy) się lekko ogarnąć i przekimać. Oczywiście pokręciliśmy się jeszcze po starym mieście (godne zobaczenia) i po trzech godzinach drzemki ruszyliśmy na dworzec.
A dalej tylko 10 godzin jazdy do domu…

Reasumując - warto zobaczyć Lwów, warto pojeździć po zachodniej Ukrainie bo pięknych miejsc jest zatrzęsienie. Taki wypad kosztował nas ze wszystkim około 600 złotych na głowę (już z prezentami dla rodziny). Trzeba tylko trochę wcześniej zarezerwować pociągi (bo o kupnie przed odjazdem nie ma co marzyć) i tyle. 
Jeśli nie zmieni się sytuacja to za rok planujemy Odessę. Pożyjemy, zobaczymy, opiszemy Smile


RE: Ukraina - Marek i Buddy - 09-10-2015

Warto Ukrainę zwiedzic choś staje sie to coraz trudniejsze a niektóre wręcz piękne zakątki prawie niemozliwe. A skoro Ukraina sąsiadem Bułgarii jest (choćby przez M. Czarne) to i je co nieco pokażę Smile