15-08-2022,00:08:00
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 15-08-2022,00:25:57 przez mkitekpl.)
Po dziewięciodniowym pobycie w Primorsku.
Dużo mniej ludzi niż jeszcze 3 lata temu o tej porze. Trochę zmian w katergorii restauracyjnej. Prima Vera niezmiennie dobre jedzenie, ale obsługa jakby bardziej nostalgicznie nastawiona do świata. Kurczaki (te rozpłaszczone) pieczone na grillu na Iglika dalej pyszne. Lambrino - niespodzianka, bo w tym roku to jedna z tańszych restauracji, za pysznego sacza tylko 16,80 a piwo z nalewaka po 2,80. Plus dodatkowa atrakcja w postaci oswojonej mewy-rezydenta o imieniu Pinczo Rozczarowanie - Delfin. Jakość w stosunku do ceny spadła i to bardzo zauważalnie. W Snacky może z racji mniejszej ilości turystów jedzenie w większości zimne i to o której porze by się nie przyszło. U Braci Serbów porażka. Ribko w tym roku mniej obłożone niż budka pod Stella Maris. To właśnie w tej budce przetestowałyśmy wszystko, co było w ofercie i zdecydowanie najlepsze owoce morza. Krewetki, kalmary, safridy, watosy, praktycznie czego by się nie wzięło, było pyszne i ciepłe. Na plaży warto jeść w Sina Laguna, jak nie lubiłam cacy to tam nie przekonała, a kalmary w cieniutkiej panierce z dodatkiem koperku. Zawsze też mają menu obiadowe, z którego pani właścicielka nakłada porcje rodzinie, więc mnie to przekonuje. Pizza w Capri pyszna, na cienkim cieście z dobrymi składnikami, drinki też super.
W Sozopolu też mniej turystów, ostatnia knajpka na rogu pomiędzy zejściem do portu a dworcem autobusowym - zdecydowanie na plus. Tak dobrych midi w życiu nie jadłam. Tu byłyśmy tylko na wycieczce, więc co do innych się nie wypowiem. Przy okazji - busiki jeżdżą co godzinę, więc trochę trzeba się naczekać.
W Nessebarze też tylko krótki wypad - nie wypowiem się na temat pana przewodnika, który prowadził ją w języku czesko-polskim jednocześnie. Dobrze, że znam dobrze to miasto i trochę mniej czeski)) Ceny w restauracjach dla turystów na starym mieście to kpina, za 8 małych krewetek 25 lv. Restauracji u Marioli i Piotra pod murami już nie ma. Lody w Clio pod murami 3,5 lv za gałkę, ale trzeba przyznać, że pyszne.
Na busa do Beglik Tasz czekałyśmy o 18:00 dwa dni z rzędu. Nie przyjechał. Pani Roma z Romari stwierdziła, że chyba gmina oszczędza, bo już byli u niej wcześniej turyści, którzy się nacięli. W muzeum powiedziano mi, że to już nie jest ich sprawa i albo jedzie, albo nie. Nie jechał, co może nie dziwi, skoro byłyśmy jedynymi chętnymi.
Kolejka do Kiten odjeżdża co pół godziny z ul. Perla, ale są trzy składy. Dwa czerwone i jeden niebieski. W jedną stronę jechałyśmy czerwoną z napisem "attraction" i było ok, powrót inną czerwoną był wyzwaniem, siniaki na tyłku czuję do dziś W samym Kiten jeszcze mniej ludniej niż w Primorsku. Ale kalmary na plaży w knajpce z jaszczurką najlepsze podczas pobytu.
Zejście do plaży z żaglami, jeśli chce się wypożyczyć leżaki, to lepiej wejść od Iglika. Pergole z knajpek i parasole Aleksandrii zajmują chyba z 600 m. Co do parkingów nie wiem, bo leciałyśmy.
Dużo mniej ludzi niż jeszcze 3 lata temu o tej porze. Trochę zmian w katergorii restauracyjnej. Prima Vera niezmiennie dobre jedzenie, ale obsługa jakby bardziej nostalgicznie nastawiona do świata. Kurczaki (te rozpłaszczone) pieczone na grillu na Iglika dalej pyszne. Lambrino - niespodzianka, bo w tym roku to jedna z tańszych restauracji, za pysznego sacza tylko 16,80 a piwo z nalewaka po 2,80. Plus dodatkowa atrakcja w postaci oswojonej mewy-rezydenta o imieniu Pinczo Rozczarowanie - Delfin. Jakość w stosunku do ceny spadła i to bardzo zauważalnie. W Snacky może z racji mniejszej ilości turystów jedzenie w większości zimne i to o której porze by się nie przyszło. U Braci Serbów porażka. Ribko w tym roku mniej obłożone niż budka pod Stella Maris. To właśnie w tej budce przetestowałyśmy wszystko, co było w ofercie i zdecydowanie najlepsze owoce morza. Krewetki, kalmary, safridy, watosy, praktycznie czego by się nie wzięło, było pyszne i ciepłe. Na plaży warto jeść w Sina Laguna, jak nie lubiłam cacy to tam nie przekonała, a kalmary w cieniutkiej panierce z dodatkiem koperku. Zawsze też mają menu obiadowe, z którego pani właścicielka nakłada porcje rodzinie, więc mnie to przekonuje. Pizza w Capri pyszna, na cienkim cieście z dobrymi składnikami, drinki też super.
W Sozopolu też mniej turystów, ostatnia knajpka na rogu pomiędzy zejściem do portu a dworcem autobusowym - zdecydowanie na plus. Tak dobrych midi w życiu nie jadłam. Tu byłyśmy tylko na wycieczce, więc co do innych się nie wypowiem. Przy okazji - busiki jeżdżą co godzinę, więc trochę trzeba się naczekać.
W Nessebarze też tylko krótki wypad - nie wypowiem się na temat pana przewodnika, który prowadził ją w języku czesko-polskim jednocześnie. Dobrze, że znam dobrze to miasto i trochę mniej czeski)) Ceny w restauracjach dla turystów na starym mieście to kpina, za 8 małych krewetek 25 lv. Restauracji u Marioli i Piotra pod murami już nie ma. Lody w Clio pod murami 3,5 lv za gałkę, ale trzeba przyznać, że pyszne.
Na busa do Beglik Tasz czekałyśmy o 18:00 dwa dni z rzędu. Nie przyjechał. Pani Roma z Romari stwierdziła, że chyba gmina oszczędza, bo już byli u niej wcześniej turyści, którzy się nacięli. W muzeum powiedziano mi, że to już nie jest ich sprawa i albo jedzie, albo nie. Nie jechał, co może nie dziwi, skoro byłyśmy jedynymi chętnymi.
Kolejka do Kiten odjeżdża co pół godziny z ul. Perla, ale są trzy składy. Dwa czerwone i jeden niebieski. W jedną stronę jechałyśmy czerwoną z napisem "attraction" i było ok, powrót inną czerwoną był wyzwaniem, siniaki na tyłku czuję do dziś W samym Kiten jeszcze mniej ludniej niż w Primorsku. Ale kalmary na plaży w knajpce z jaszczurką najlepsze podczas pobytu.
Zejście do plaży z żaglami, jeśli chce się wypożyczyć leżaki, to lepiej wejść od Iglika. Pergole z knajpek i parasole Aleksandrii zajmują chyba z 600 m. Co do parkingów nie wiem, bo leciałyśmy.