Monastyr św. Archanioła Michała, Bilintsi
Siedząc wieczorem na „działkowym” tarasie i i smakując Szopskiej sałaty przyjaciółka zdradziła mi miejscową plotkę o znajdującym się w pobliskiej wiosce starym monastyrze. Jego renowacją zajęła się podobno para artystów – oczywiście nie dostali na to żadnych funduszy – ale oczarowani miejscem chcieli je za wszelką cenę odratować, a na czas swojej pracy zamieszkali nawet w starej chacie przy monastyrze, z której dawniej korzystali mnisi.
Plotki głosiły (i co okazało się prawdą), że klasztor znajduje się w górach nad malutką wioską Билинци [Bilintsi] (region miasta Pernik), na północny-wschód od głównej drogi z Sofii w kierunku miasta Трън [Tran]. My akurat wyruszyłyśmy z wioski Видрица [Vidritsa] wąską drogą przez malutkie miejscowości, pola i roztaczające się w tej okolicy widoki na żółto-zielone wzgórza, aż pod kołami naszego auta skończył się asfalt i zupełnie czarną już drogą dojechałyśmy w końcu do Bilintsi. Wioska okazała się niemalże wyludniona – pełna starych, popadających w ruinę, aczkolwiek pięknych domów. Na samym jej początku znajdował się znak, na którym przetrwały ostatnie cztery litery startego już wyrazu - …стир […styr]. Łatwo się więc domyśliłyśmy, że to drogowskaz do naszego celu J Droga początkowo biegnie przez wioskę, aż w końcu skręca w bok - w głąb lasu - skąd czekało nas już czterdziestominutowe podejście pod górę z widokiem na stromy, zarośnięty wąwóz. Gdy wreszcie doszłyśmy do łąki na samym szczycie, przystanęłyśmy, zaczerpnęłyśmy powietrza i nagle znad gąszcza traw, gałęzi i pokrzyw dostrzegłyśmy stare mury monastyru z drobnymi łukami i ikoną Matki Boskiej… Oniemiałyśmy z wrażenia.
Pierwsze drzwiczki do klasztoru były szczelnie zamknięte (przykryte warstwą gałęzi), ale budynek trzeba obejść z lewej strony, co latem niestety oznacza przedarcie się przez dżunglę traw, krzaków i ogromnych pokrzyw – ale uwierzcie mi – naprawdę warto! To po tej stronie znajduje się już wejście „oficjalne” – otwarte, niziutkie drzwi, które wystarczy lekko popchnąć, by znaleźć na podwórku monastyru otoczonym starym, kamiennym murem. Tutaj też znajduje się wejście do samego budynku – kolejne malutkie, drewniane drzwi. A gdy weszłyśmy już do środka, a nasz wzrok przyzwyczaił się do ogarniającej tę małą świątynię ciemność i wirujących w zastanym powietrzu drobinek kurzu – widok zaparł nam dech w piersiach…
Przede wszystkim I K O N Y ! Piękne i imponujące. O tak dziwnej i jednocześnie zachwycającej kolorystyce. Ołtarz wypełniony podłużnymi rysunkami świętych i aniołów (drugą główną postacią jest tutaj Archanioł Michał, dzięki czemu wiemy, że to właśnie on jest patronem monastyru). Pchnięte ciekawością weszłyśmy oczywiście za ołtarz – chociaż religia prawosławna tak naprawdę zabrania tego kobietom. Tam ujrzałyśmy niezwykłe ikony z podobizną Chrystusa i malowniczym wyobrażeniem samego Boga.
Oprócz odrestaurowanych ikon, odbudowanej drewnianej części dachu (stara, kamienna część się zawaliła) i napisu z prośbą o dary, nie było żadnych już śladów pary artystów, o których mówiły nam miejscowe plotki. Nie było śladów zupełnie nikogo…
Po wyjściu ze środka pokrążyłyśmy jeszcze po samym podwórku. Z każdym krokiem czułyśmy jak miękkie jest podłoże, które tutaj jest po prostu ogromną warstwą opadłych liści, traw i pokrzyw. Z tyłu ujrzałyśmy jeszcze kamienny grób z 1866 roku.
Gdy oszołomiona odkryciem wróciłam do Sofii, postanowiłam odszukać historię tego niezwykłego miejsca. Najstarsze podania mówią o tym, że monastyr zbudowano już na przełomie wieków XI/XII!!! Jego powstanie związane jest ze świętym źródłem, które wtedy wypływało dokładnie spod samego ołtarza. Za to w wieku XVI znajdowała się tam jedna z PIERWSZYCH, tajnych szkół podczas panowania na ziemiach Bułgarii Imperium Osmańskiego.
Opuszczony i zapomniany. Gdyby nie dwójka niezwykłych artystów monastyr nie miałby już połowy dachu... A jeśli i ta zima będzie ciężka i spadnie śnieg, pod którego ciężarem dach znów się zawali? Czy znów znajdą się ludzie, którzy nie mając żadnych funduszy zaopiekują się klasztorem?
Czy po prostu przeistoczy się już w zupełną ruinę…?
Pisałam o tym na moim blogu (tutaj zobaczycie więcej zdjęć tego niezwykłego miejsca) i zainteresowały się tym wpisem i samym monastyrem też inne polskie strony internetowe :
http://podroz-z-fantazja.blogspot.com/20...astyr.html
Siedząc wieczorem na „działkowym” tarasie i i smakując Szopskiej sałaty przyjaciółka zdradziła mi miejscową plotkę o znajdującym się w pobliskiej wiosce starym monastyrze. Jego renowacją zajęła się podobno para artystów – oczywiście nie dostali na to żadnych funduszy – ale oczarowani miejscem chcieli je za wszelką cenę odratować, a na czas swojej pracy zamieszkali nawet w starej chacie przy monastyrze, z której dawniej korzystali mnisi.
Plotki głosiły (i co okazało się prawdą), że klasztor znajduje się w górach nad malutką wioską Билинци [Bilintsi] (region miasta Pernik), na północny-wschód od głównej drogi z Sofii w kierunku miasta Трън [Tran]. My akurat wyruszyłyśmy z wioski Видрица [Vidritsa] wąską drogą przez malutkie miejscowości, pola i roztaczające się w tej okolicy widoki na żółto-zielone wzgórza, aż pod kołami naszego auta skończył się asfalt i zupełnie czarną już drogą dojechałyśmy w końcu do Bilintsi. Wioska okazała się niemalże wyludniona – pełna starych, popadających w ruinę, aczkolwiek pięknych domów. Na samym jej początku znajdował się znak, na którym przetrwały ostatnie cztery litery startego już wyrazu - …стир […styr]. Łatwo się więc domyśliłyśmy, że to drogowskaz do naszego celu J Droga początkowo biegnie przez wioskę, aż w końcu skręca w bok - w głąb lasu - skąd czekało nas już czterdziestominutowe podejście pod górę z widokiem na stromy, zarośnięty wąwóz. Gdy wreszcie doszłyśmy do łąki na samym szczycie, przystanęłyśmy, zaczerpnęłyśmy powietrza i nagle znad gąszcza traw, gałęzi i pokrzyw dostrzegłyśmy stare mury monastyru z drobnymi łukami i ikoną Matki Boskiej… Oniemiałyśmy z wrażenia.
Pierwsze drzwiczki do klasztoru były szczelnie zamknięte (przykryte warstwą gałęzi), ale budynek trzeba obejść z lewej strony, co latem niestety oznacza przedarcie się przez dżunglę traw, krzaków i ogromnych pokrzyw – ale uwierzcie mi – naprawdę warto! To po tej stronie znajduje się już wejście „oficjalne” – otwarte, niziutkie drzwi, które wystarczy lekko popchnąć, by znaleźć na podwórku monastyru otoczonym starym, kamiennym murem. Tutaj też znajduje się wejście do samego budynku – kolejne malutkie, drewniane drzwi. A gdy weszłyśmy już do środka, a nasz wzrok przyzwyczaił się do ogarniającej tę małą świątynię ciemność i wirujących w zastanym powietrzu drobinek kurzu – widok zaparł nam dech w piersiach…
Przede wszystkim I K O N Y ! Piękne i imponujące. O tak dziwnej i jednocześnie zachwycającej kolorystyce. Ołtarz wypełniony podłużnymi rysunkami świętych i aniołów (drugą główną postacią jest tutaj Archanioł Michał, dzięki czemu wiemy, że to właśnie on jest patronem monastyru). Pchnięte ciekawością weszłyśmy oczywiście za ołtarz – chociaż religia prawosławna tak naprawdę zabrania tego kobietom. Tam ujrzałyśmy niezwykłe ikony z podobizną Chrystusa i malowniczym wyobrażeniem samego Boga.
Oprócz odrestaurowanych ikon, odbudowanej drewnianej części dachu (stara, kamienna część się zawaliła) i napisu z prośbą o dary, nie było żadnych już śladów pary artystów, o których mówiły nam miejscowe plotki. Nie było śladów zupełnie nikogo…
Po wyjściu ze środka pokrążyłyśmy jeszcze po samym podwórku. Z każdym krokiem czułyśmy jak miękkie jest podłoże, które tutaj jest po prostu ogromną warstwą opadłych liści, traw i pokrzyw. Z tyłu ujrzałyśmy jeszcze kamienny grób z 1866 roku.
Gdy oszołomiona odkryciem wróciłam do Sofii, postanowiłam odszukać historię tego niezwykłego miejsca. Najstarsze podania mówią o tym, że monastyr zbudowano już na przełomie wieków XI/XII!!! Jego powstanie związane jest ze świętym źródłem, które wtedy wypływało dokładnie spod samego ołtarza. Za to w wieku XVI znajdowała się tam jedna z PIERWSZYCH, tajnych szkół podczas panowania na ziemiach Bułgarii Imperium Osmańskiego.
Opuszczony i zapomniany. Gdyby nie dwójka niezwykłych artystów monastyr nie miałby już połowy dachu... A jeśli i ta zima będzie ciężka i spadnie śnieg, pod którego ciężarem dach znów się zawali? Czy znów znajdą się ludzie, którzy nie mając żadnych funduszy zaopiekują się klasztorem?
Czy po prostu przeistoczy się już w zupełną ruinę…?
Pisałam o tym na moim blogu (tutaj zobaczycie więcej zdjęć tego niezwykłego miejsca) i zainteresowały się tym wpisem i samym monastyrem też inne polskie strony internetowe :
http://podroz-z-fantazja.blogspot.com/20...astyr.html