04-09-2015,20:16:25
ciąg dalszy...
Pakowanie
Okres przygotowań do wyjazdu… pominę, ponieważ nie mam zdrowia wracać do tych dni, ale każdy z Was to przechodził.
Pakujemy się tak na poważnie dopiero w piątek wieczorem – wyrzucam wszystko przed drzwi garażu.
Po 5 minutach drapię się w głowę „ jak, do cholery to wszystko upchnąć ?!” , zapalam nerwowo papierosa i czując wzrok LP na plecach, odwracam się i widzę małżonkę jak z okna triumfuje „ a nie mówiłam Peter ? będzie problem z upchaniem” – do zapłonu brakuje już niewiele.
Po 2 godzinach szamotania się z tobołami, wracam do domu z miną zwycięzcy – LP „ jestem pod wrażeniem, a na rano zostało to i to do spakowania” – ręce mi opadły, wyszukałem w lodówce zimną Perłę – idąc na taras, rzucam do LP „ nastaw budzik na wpół do piątej, wyruszamy o godzinie 6”…
Zrywamy się… po piątej !
„ Usłyszałam – nastaw budzik po piątej !” – wybuchł nastąpił, połknąłem go w całości, tylko uszami cienka smuga dymu poszła. Wiedziałem, że cokolwiek powiem i tak będzie to moja wina.
Śniadanie, ostatnie pakunki, budzenie HD „ nie jadę, odejdź, oddaj kołdrę, mórz poczeka” - skąd w trzyletnim dziecku tyle uporu ?.
Dojazd
O godzinie 6.20 wszystko zostaje upchnięte w aucie – AD, HD, LP i toboły. No to jedziemy !!!
Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie z radaru pod Kraśnikiem i kierujemy się na Rzeszów.
Przed Duklą, na Orlenie – tradycyjne śniadanie peterosów i ostatnie tankowanie w PL.
Może wydać Wam się to dziwne, ale dla mnie zawsze wakacje rozpoczynają się w momencie, gdy widzę hektary słoneczników lub kukurydzy na Węgrzech czy w Rumunii – tak mój organizm reaguje, widząc te żółte dywany - mózg wysyła do reszty komórek informację o urlopie.
Jedziemy dalej – Barwinek, Krajna Polana i dalej drogami 554 i 552 na Pacin. To nie był dobry wybór – co prawda pusto, ale mnóstwo wiosek po drodze i nawierzchnia średniej jakości. Z powrotem wracaliśmy na Tokaj, dalej Trebisov.
Kierujemy się przez ( tu właśnie mózg wysyła depeszę – „urlop - jedź peter, jedź” ) Kisvarda i Mateszalka na Satu Mare ( 10 minut ) – dalej pod Turdę, do hotelu Stejeris.
Meldujemy się tam przed godziną 22, późno jak diabli, gorąco jak diabli, śmierdzi jak diabli. Hotel przy samej trasie, straszny hałas – zamkniesz okno to udusisz się z gorąca, otworzysz - hałas i smród z szamba, też stracisz życie. Ciepłe posiłki tylko do 22, potem do 22.30 tylko ciorba – bez rewelacji, śniadanie niezłe, pokoje szkoda gadać. Drugiego dnia mieliśmy dojechac do bzyqa, który nocował z rodziną w Saliste i razem udać się do Bukaresztu, ale próbując zasnąć po ciorbie i Ursusie wiedziałem, że nie wstaniemy dość wcześnie, aby być u nich ok. godziny 9. Wyjechaliśmy dopiero po 9 i cały dzien ścigałem bzyqa – startując miał 1,5h przewagi, by pod wieczór w Bułgarii różnica zmalała gdzieś do 15 minut. Zmęczeni nocą ale i szczęśliwi, że Stejeris już za nami, prujemy dalej. Nawet HD mówi „ tato, jedź już”.
No właśnie HD, czyli nasza 3 letnia mała korba. Obawy co do jej reakcji oraz pomysłów jakie może zaprezentować podczas swej pierwszej tak dalekiej podróży spędzały rodzicom sen z powiek. Staraliśmy się przygotować do tego, jak filipińczyk dziś do tsunami potrafi najlepiej. I tu pełne zaskoczenie – HD przeistoczyła się w owieczkę. Nawet temperaturę jej zmierzyliśmy po drodze, zakładając, że zaczyna chorować. Nie! Cud! Eliksirem okazał się tablet z bajkami ( bzyq jeszcze raz dzięki za podesłanie karty ). HD – ogląda, śpi, śpiewa, czyta książeczki. Razem z LP nie wierzymy, ale to prawda.
Po wjechaniu na centurię Bukaresztu, nastąpił pierwszy rozwód – po przejechaniu skrętu na Giurgiu, LP „ daleko do tego promu ?” - mówię, że około 120 km. Nadmieniam, że po ciężkiej nocy – dalsza podróż upływała w ukropie – temperatura sięgała 40 stopni; w dodatku odcinek Sybin-Pitesti, dał nam nieźle w kość – spory ruch, korki.
LP kontynuuje „jedźmy na Ruse” - skręt jest już za nami gdzieś z 1km, LP domaga się mojej jakiejkolwiek reakcji ( nie odzywam się ). W końcu pytam „ jesteś pewna ?” - LP „TAK!!!”.
Tu następuje krótka, acz dynamiczna wymiana zdań – to też pewnie znacie.
Ok myślę, niech będzie, zawracamy i jedziemy na Giurgiu. Przed mostem staliśmy około 30 minut, w temperaturze 42 stopnie, ale ruszamy – moja żona zawsze mówi, że most jej się cholernie podoba. Most jak most, szczególnie teraz.
Przyśpieszamy – ok. 20stej Oasis Beach w Kamchiji nawiedzają peterosy – mimo zmęczenia szybka decyzja w apartamencie – nad mórz !!!
Po 5 minutach moczyliśmy nogi w Morzu Czarnym – wszystko zniknęło, nic się nie liczy, zmęczenia nie ma.
Zachód słońca, szum fal – i pierwszy tego urlopu tępy wzrok u wszystkich peterosów, tak na nas działają bułgarskie plaże.
Wiemy już, że będzie dobrze - to się czuje.
Z pośpiechu nie mamy nic ze sobą – ani kąpielówek, ani ręczników, zresztą zmrok już zapadł na dobre. Nagle AD rzuca krótko „ basen” - wszyscy rzucili się do auta, nawet HD zrozumiała, że trzeba szybciej nogami przebierać bo będzie nagroda.
Za 15 minut peterosy opanowały basen – HD wrzeszczała z radości niczym dobrej klasy wzmacniacz, AD znikał pod wodą niczym mors. W końcu jesteśmy...
Tydzień przed wyjazdem zmieniłem rezerwację z 1 bedroom na 2 bedroom. Apartament dość spory – w sypialniach podwójne łóżka, w salonie rozkładana kanapa dla 2 osób, z dobrym aneksem kuchennym – jest piekarnik, mikrofala, toster, talerze, garnki, sztućce itd. Na trzecim piętrze, zewnętrzny z widokiem na morze. Wszystko to możecie zobaczyć na stronie Oasis – zdjęcia i filmy tam zamieszczone, oddają w pełni rzeczywistość, dlatego nie zamieszczam ich w relacji. Z czystym sumieniem mogę polecić ten ośrodek.
Wracamy do apartamentu po 22giej – HD zasypia przekraczając próg, AD chowa się w czeluściach WIFI i muzyki, ja z LP konstruujemy sami szopską, przegryzam łukankę, szybko otwieram pierwszą Zagorkę, siadamy na tarasie.
Nawet tu, mimo że do plaży jest 1km słychać morze, które nigdy nie zasypia, ale my tak...
![[Obrazek: WP_20150820_17_02_42_Pro.jpg]](http://s30.postimg.org/4gd6jxjf5/WP_20150820_17_02_42_Pro.jpg)
cdn
Pakowanie
Okres przygotowań do wyjazdu… pominę, ponieważ nie mam zdrowia wracać do tych dni, ale każdy z Was to przechodził.
Pakujemy się tak na poważnie dopiero w piątek wieczorem – wyrzucam wszystko przed drzwi garażu.
Po 5 minutach drapię się w głowę „ jak, do cholery to wszystko upchnąć ?!” , zapalam nerwowo papierosa i czując wzrok LP na plecach, odwracam się i widzę małżonkę jak z okna triumfuje „ a nie mówiłam Peter ? będzie problem z upchaniem” – do zapłonu brakuje już niewiele.
Po 2 godzinach szamotania się z tobołami, wracam do domu z miną zwycięzcy – LP „ jestem pod wrażeniem, a na rano zostało to i to do spakowania” – ręce mi opadły, wyszukałem w lodówce zimną Perłę – idąc na taras, rzucam do LP „ nastaw budzik na wpół do piątej, wyruszamy o godzinie 6”…
Zrywamy się… po piątej !
„ Usłyszałam – nastaw budzik po piątej !” – wybuchł nastąpił, połknąłem go w całości, tylko uszami cienka smuga dymu poszła. Wiedziałem, że cokolwiek powiem i tak będzie to moja wina.
Śniadanie, ostatnie pakunki, budzenie HD „ nie jadę, odejdź, oddaj kołdrę, mórz poczeka” - skąd w trzyletnim dziecku tyle uporu ?.
Dojazd
O godzinie 6.20 wszystko zostaje upchnięte w aucie – AD, HD, LP i toboły. No to jedziemy !!!
Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie z radaru pod Kraśnikiem i kierujemy się na Rzeszów.
Przed Duklą, na Orlenie – tradycyjne śniadanie peterosów i ostatnie tankowanie w PL.
Może wydać Wam się to dziwne, ale dla mnie zawsze wakacje rozpoczynają się w momencie, gdy widzę hektary słoneczników lub kukurydzy na Węgrzech czy w Rumunii – tak mój organizm reaguje, widząc te żółte dywany - mózg wysyła do reszty komórek informację o urlopie.
Jedziemy dalej – Barwinek, Krajna Polana i dalej drogami 554 i 552 na Pacin. To nie był dobry wybór – co prawda pusto, ale mnóstwo wiosek po drodze i nawierzchnia średniej jakości. Z powrotem wracaliśmy na Tokaj, dalej Trebisov.
Kierujemy się przez ( tu właśnie mózg wysyła depeszę – „urlop - jedź peter, jedź” ) Kisvarda i Mateszalka na Satu Mare ( 10 minut ) – dalej pod Turdę, do hotelu Stejeris.
Meldujemy się tam przed godziną 22, późno jak diabli, gorąco jak diabli, śmierdzi jak diabli. Hotel przy samej trasie, straszny hałas – zamkniesz okno to udusisz się z gorąca, otworzysz - hałas i smród z szamba, też stracisz życie. Ciepłe posiłki tylko do 22, potem do 22.30 tylko ciorba – bez rewelacji, śniadanie niezłe, pokoje szkoda gadać. Drugiego dnia mieliśmy dojechac do bzyqa, który nocował z rodziną w Saliste i razem udać się do Bukaresztu, ale próbując zasnąć po ciorbie i Ursusie wiedziałem, że nie wstaniemy dość wcześnie, aby być u nich ok. godziny 9. Wyjechaliśmy dopiero po 9 i cały dzien ścigałem bzyqa – startując miał 1,5h przewagi, by pod wieczór w Bułgarii różnica zmalała gdzieś do 15 minut. Zmęczeni nocą ale i szczęśliwi, że Stejeris już za nami, prujemy dalej. Nawet HD mówi „ tato, jedź już”.
No właśnie HD, czyli nasza 3 letnia mała korba. Obawy co do jej reakcji oraz pomysłów jakie może zaprezentować podczas swej pierwszej tak dalekiej podróży spędzały rodzicom sen z powiek. Staraliśmy się przygotować do tego, jak filipińczyk dziś do tsunami potrafi najlepiej. I tu pełne zaskoczenie – HD przeistoczyła się w owieczkę. Nawet temperaturę jej zmierzyliśmy po drodze, zakładając, że zaczyna chorować. Nie! Cud! Eliksirem okazał się tablet z bajkami ( bzyq jeszcze raz dzięki za podesłanie karty ). HD – ogląda, śpi, śpiewa, czyta książeczki. Razem z LP nie wierzymy, ale to prawda.
Po wjechaniu na centurię Bukaresztu, nastąpił pierwszy rozwód – po przejechaniu skrętu na Giurgiu, LP „ daleko do tego promu ?” - mówię, że około 120 km. Nadmieniam, że po ciężkiej nocy – dalsza podróż upływała w ukropie – temperatura sięgała 40 stopni; w dodatku odcinek Sybin-Pitesti, dał nam nieźle w kość – spory ruch, korki.
LP kontynuuje „jedźmy na Ruse” - skręt jest już za nami gdzieś z 1km, LP domaga się mojej jakiejkolwiek reakcji ( nie odzywam się ). W końcu pytam „ jesteś pewna ?” - LP „TAK!!!”.
Tu następuje krótka, acz dynamiczna wymiana zdań – to też pewnie znacie.
Ok myślę, niech będzie, zawracamy i jedziemy na Giurgiu. Przed mostem staliśmy około 30 minut, w temperaturze 42 stopnie, ale ruszamy – moja żona zawsze mówi, że most jej się cholernie podoba. Most jak most, szczególnie teraz.
Przyśpieszamy – ok. 20stej Oasis Beach w Kamchiji nawiedzają peterosy – mimo zmęczenia szybka decyzja w apartamencie – nad mórz !!!
Po 5 minutach moczyliśmy nogi w Morzu Czarnym – wszystko zniknęło, nic się nie liczy, zmęczenia nie ma.
Zachód słońca, szum fal – i pierwszy tego urlopu tępy wzrok u wszystkich peterosów, tak na nas działają bułgarskie plaże.
Wiemy już, że będzie dobrze - to się czuje.
Z pośpiechu nie mamy nic ze sobą – ani kąpielówek, ani ręczników, zresztą zmrok już zapadł na dobre. Nagle AD rzuca krótko „ basen” - wszyscy rzucili się do auta, nawet HD zrozumiała, że trzeba szybciej nogami przebierać bo będzie nagroda.
Za 15 minut peterosy opanowały basen – HD wrzeszczała z radości niczym dobrej klasy wzmacniacz, AD znikał pod wodą niczym mors. W końcu jesteśmy...
Tydzień przed wyjazdem zmieniłem rezerwację z 1 bedroom na 2 bedroom. Apartament dość spory – w sypialniach podwójne łóżka, w salonie rozkładana kanapa dla 2 osób, z dobrym aneksem kuchennym – jest piekarnik, mikrofala, toster, talerze, garnki, sztućce itd. Na trzecim piętrze, zewnętrzny z widokiem na morze. Wszystko to możecie zobaczyć na stronie Oasis – zdjęcia i filmy tam zamieszczone, oddają w pełni rzeczywistość, dlatego nie zamieszczam ich w relacji. Z czystym sumieniem mogę polecić ten ośrodek.
Wracamy do apartamentu po 22giej – HD zasypia przekraczając próg, AD chowa się w czeluściach WIFI i muzyki, ja z LP konstruujemy sami szopską, przegryzam łukankę, szybko otwieram pierwszą Zagorkę, siadamy na tarasie.
Nawet tu, mimo że do plaży jest 1km słychać morze, które nigdy nie zasypia, ale my tak...
![[Obrazek: WP_20150820_17_02_42_Pro.jpg]](http://s30.postimg.org/4gd6jxjf5/WP_20150820_17_02_42_Pro.jpg)
cdn
ks. Tischner
„Prawdy są trzy: cała prawda, święta prawda i gówno prawda”
„Prawdy są trzy: cała prawda, święta prawda i gówno prawda”