Liczba postów: 4,339
Liczba wątków: 0
Dołączył: 13-05-2015
Reputacja:
103
cd...
Wieczorem sącząc rakiję wpadamy na pomysł, aby następnego dnia jechać do Obzoru i spotkać się w końcu z bzykiem i jego familią ( Marcinem ). Szybki telefon do niego i jesteśmy umówieni.
Nagle na tarasie pojawia się AD „ basen …?” – dziś ? jestem wymęczony falami morskimi i jest ciemno bo po 21stej. Patrzę na LP „ poczytam gazetę, miłego pływania” – dobra, idziemy. Przyznaję AD rację, że mnie wyciągnął; korzystamy wieczorem praktycznie codziennie z basenu – cisza, poza nami nikogo, pływając patrzymy na gwiazdy, cholernie wyraźne…
Dojeżdżamy do Obzoru, pod hotel Bisser do Marcina ok. 11 stej. Serdeczne przywitanie, Marcin dostaje koszulkę Bulgarius.pl w podziękowaniu za bezstresową podróż dla nas i HD (zgranie bajek ), ale też jest smutna wiadomość – Panie Marcina nie dołączą na część plażinngową, ponieważ córka ma zapalenie oskrzeli. Trudno, LP trochę smutna bo czuje się osamotniona. Schodzimy na plażę i … jestem w szoku. Parę lat wstecz to miejsce było puste, dosłownie – dziś wydzielone płatne zony, ale jakoś znajdujemy dla siebie miejsce.
Marcin wyciąga zaopatrzenie z lodówki turystycznej, czyli Zagorkę. Czas płynie leniwie, dziś morze łaskawe więc się kąpiemy, dziewczyny Marcina mają dołączyć po 15stej, HD zniecierpliwiona ciągle pyta „ gdzie ta moja koleżanka ?!”. W końcu dziewczyny Marcina się pojawiają, LP i HD przeszczęśliwe z obecności koleżanek. Jako, że wszystkim zaczyna burczeć ( nie tylko AD ) – udajemy się na obiad do Barby, którą nawiedzał mierzey. Panie zajęte swoimi tematami, tracą rachubę czasu i żółwim tempem idą nie zwracając uwagi na nas – co 50 metrów zniecierpliwiony AD je popędza, ale tłumaczę „ synu, to nic nie da”. W końcu docieramy – jest godzina 16sta więc pusto. Obsługa miła ( ciągle mam w pamięci wczorajszy Olimp ) – i zamawiamy z AD kawarmę ( wszędzie testuję w BG - chociaż.. jasny gwint, nie pamiętam może rybną zupę ? Marcin pamiętasz ? ) sacza z kurczakiem i coś jeszcze, dziewczyny jak zwykle light wersję - szopska, zupa pileszka itp…
Co do Barby… o tej porze faktycznie było pusto, więc nie czekaliśmy długo na zamówienie, a młode panie mogły trochę pobiegać między stolikami wymyślając różne zabawy. Schludna, czysta tawerna z naprawdę miłą obsługą – pamiętam, że zamówiliśmy dość sporo, do tego napoje, piwa; rachunek opiewał chyba na 45L, ale nie przywiązuję do tego wagi – pamiętam, że smakowało, choć d…u nie urwało, po Olimpie to i tak jak skok w nadprzestrzeń.
Po skonsumowaniu pierwszych dań byłem już najedzony, Zagorka też swoje zrobiła. Z niepokojem czekałem na sacza – pytam AD „ pomożesz z saczem ?” – „ tato, ja ? zawsze”, żołądek ma niczym czarna dziura, dziś się przyda. Sacz ląduje na stole…
AD podnosi zaniepokojony wzrok na mnie i mówi tylko „ poproszę dodatkową colę i keczup”.
Będzie ciężko, na tacy jest co najmniej 0,5kg kurczaka z warzywami. Po kilkunastu minutach konsumpcji nie mamy wątpliwości, że tę walkę przegraliśmy – nie zjemy wszystkiego. LP odwraca wzrok – tyle tłuszczu to dla niej stanowczo za dużo, nie pomoże: HD zapchała się frytkami i ma w nosie kurczaka. „ Dobra, odpuszczamy” mówię do AD, odetchnął z ulgą ( skubany, za 15 minut wciąga naleśnika z czekoladą i bananem! ). Sacz był dobry, ale nie pyszny – mało bakłażana, za dużo ziemniaków. Płacimy i próbujemy się podnieść z krzeseł…
Obzor… byliśmy tam dwa razy. Szczególnie z pierwszej wizyty pamiętamy Obzor jako fajne miasteczko, dziś to już kurort – nie zawaham się użyć tego słowa. Pamiętam na plaży Pink Bar – miejsce gdzie siedzieliśmy często do późna w nocy ( dziś już nie ma ), pamiętam, że idąc w kierunku płd plażą, na wysokości hotelu Bisser – parasole było co 20, 30 metrów, żadnych płatnych stref. Dużo hoteli w stylu architektonicznym – nie wiadomo jakim. Samo centrum, przy fontannie - nabrało kolorytu, wszędzie kostka brukowa. Wszystko jest takie zorganizowane, poukładane, ludzie ( mnóstwo – choć zastanawiam się ile w szczycie sezonu tu się przewija ) przypominają tłumy na Krupówkach. Inaczej nie potrafię tego określić – nie opisuję tego jako wady Obzoru, tylko własne odczucia, które wynikają z moich, naszych gustów. Miejsce idealne dla rodzin z dziećmi – jest i wesołe miasteczko, park do spacerów, promenada nad morzem, mnóstwo kramów z zabawkami, ciuchami itp. Wszystko w pigułce, wszędzie blisko – ale i tak już wiemy, że tu nie wrócimy. Jedyne co mnie szczególnie zainteresowało to kilka wykoplisk - starych budynków, łaźni w miasteczku na które natknięto się w trakcie prac budowlanych.Zdjęć nie zamieszczam, bo w swojej relacji zrobił to mierzey i uczyni pewnie Marcin.
Wracamy promenadą na wieczorny plażinng. Młode panie rzeźbią w piasku, starsze panie są pochłonięte rozmową, nagle AD rzuca propozycję do Marcina „ zagramy w piłkę na brzegu ?” - zgadza się biedny nie wiedząc co czyni.
AD potrafi zniknąć na orliku na 6 godzin - Marcin nie wygląda na „orlikowca” więc mu dużych szans na przeżycie nie daję. Po 15 minutach moje przeczucia się spełniają – Marcinowi udało się wrócić, otworzyliśmy Zagorkę i powiedział „ no to zapalmy” - nie pytam jak się czuje.
Rozglądam się po plaży i nie widzę wersji topless. Nie żebym jakoś specjalnie potrzebował tego, ale w poprzednich latach co 3 lub co 4 parasol prezentował tę wersję, teraz to rzadkość – czyżby Obzor stał się taki purytański ?
Z tego miejsca doskonale widać klif ( kierunek płd ), który już nie raz był wspominany w temacie Obzoru. Wracają wspomnienia – tam piekliśmy złowione małże na plaży, tam pływaliśmy w krystalicznej wodzie, tam było tak spokojnie i cicho...
Wieczór powoli zapada, czas wracać do Kamchiji.
ks. Tischner
„Prawdy są trzy: cała prawda, święta prawda i gówno prawda”
Liczba postów: 1,190
Liczba wątków: 0
Dołączył: 15-05-2015
Reputacja:
66
(10-09-2015,21:40:32)peter napisał(a): ...
AD potrafi zniknąć na orliku na 6 godzin - Marcin nie wygląda na „orlikowca” więc mu dużych szans na przeżycie nie daję. Po 15 minutach moje przeczucia się spełniają – Marcinowi udało się wrócić, otworzyliśmy Zagorkę i powiedział „ no to zapalmy” - nie pytam jak się czuje.
...
Jeszcze ze mnie nie taki stary dziad  , choć rozruszanie zastałych członków jak najbardziej pozytywne  .
Marcin
Liczba postów: 4,339
Liczba wątków: 0
Dołączył: 13-05-2015
Reputacja:
103
16-09-2015,21:59:47
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 16-09-2015,22:06:05 przez peter.)
cd… przyśpieszamy
Od środy do soboty plan dnia wygląda codziennie tak samo – jedziemy całą familią w nasze ulubione miejsce… jest to odcinek plaży na wysokości sanatorium ( mimo to mniej osób niż na wysokości tawerny Olimp ) – baaaaardzo nam się tu podoba, pusto + cicho + morza szum= to czego szukaliśmy.
Jak widzicie na zdjęciu – jedynym budynkiem zewnętrznym sanatorium widocznym z plaży jest restauracja Kristal i to tu właśnie stołowaliśmy się do końca pobytu ( nie wliczając Pri Pancho i jeszcze raz Obzoru ).
Myślę, że to optymalna opcja na tej długiej plaży dla rodzin z dziećmi – czysto, normalne toalety, sporo miejsca, uśmiechnięty personel, posiłki gotowane dla kuracjuszy, gdzie każdy może wejść i po zakupie spożyć ( jedyna uwaga – strój kompletny, czyli nie topless ).
Na jedzenie nie trzeba długo czekać, smakowo przyzwoite, cenowo też – za obiad płaciliśmy 35-40leva.
Na dole bar w którym można kupić cacę, zapiekanki, pizze mrożone ( nawet niezłe, z czuszkami ), piwo, rakije, lody, srody itd.
Udając się na posiłek nie trzeba likwidować obozowiska, co jest wielka zaletą.
Teren sanatorium jest ogromny, zajmuje kilka hektarów, wszystko schowane w lesie – niezwykle uporządkowany, sprawia wrażenie żywcem wyjętego np.: z Holandii, trawa równo przystrzyżona ( wszędzie zielona mimo upałów! śmiem twierdzić, że jest system nawadniania ), architektura zieleni niczym z bajki, budynki mieszkalne i sportowo-rehabilitacyjne zbudowane na wzór tych z zachodniej Europy, idealnie wkomponowane w las – mamy wrażenie, że jedyne co bułgarskie na tym terenie to… właśnie teren, czyli ziemia.
Obiekt oferuje wakacyjny wynajem, ale nie pytaliśmy o szczegóły, możecie sprawdzić na stronie internetowej ( podawałem wcześniej ). Zastanowiła nas pustka na tym obiekcie, tzn. widzieliśmy grupy dzieci ale to mało w porównaniu z tym co obiekt może przyjąć – być może turnusy dla dzieci zaczynają się jesienią, kiedy nie ma już upałów ?...
Wieczorem odwiedzamy centrum Kamchiji. No właśnie centrum ? Kamchija nie jest typową wsią czy miejscowością – to schowane w lesie ośrodki składające się w głównej z domków, bez uliczek, domów itd., centrum - to miejsce przy przystani rzecznej, gdzie można udać się w rejs stateczkiem ( cena 20leva za naszą czwórkę ), jest parę tawern, kilka straganów, parę sklepów – wszystko sezonowe i to wszystko. Rozczarowani ? Nie, skąd – dla nas to oaza spokoju. Za wspomnianą wcześniej tawerną Balaton jest miejsce kampingowe, gdzie popasało kilka dużych kamperów, był prąd i woda; natomiast dalej – za Kristal, w stronę ujścia rzeki było parę miejsc zagospodarowanych na dziko przez duże auta kempingowe, fajna sprawa ( i nam zaświecił w głowie pomysł, ale to pieśń przyszłości ).
Plaża rozleniwia strasznie, na wszystkie sposoby - sprawia wrażenie jakby cywilizacja została gdzieś o dzień jazdy stąd.
na plaży nie jesteśmy sami
Zapomniałbym... któregoś dnia udajemy się do Szkorpilovci, blisko Kamchiji.
To już miejscowość, przed dojazdem na plażę jest wioska, mało apartamentów prywatnych, parę ośrodków z domkami, no i jest „perełka” ( hotel Long Beach ) – perełka oczywiście dla tych co lubią takowe. Szybki rekonesans i jedziemy na koniec drogi asfaltowej - to dobry wybór, duże wydmy, mało ludzi, plaża dla nas - street view . Tu niestety trzeba uważać – są odcinki, gdzie w wodzie są kamienie wielkości auta, schowane pod grzywami fal – nam udało się znaleźć miejsce bez takich niespodzianek. Z tego co się zorientowałem większość plażowiczów udaje się na lewo od słynnego molo ( zamknięte dla turystów - służy do badań meteo i ćwiczeń wojskowych ), tam gdzie był opisywany na ex bulgaricusie ośrodek Jordash.
Samo molo sprawia przygnębiające wrażenie, choć jego wielkość jest imponująca.
Z tego miejsca można dojść plażą do Kamchiji, raptem 8, może 10 km… nie skorzystaliśmy z tej opcji.
Może kiedyś, jak AD zacznie przebierać szybciej nóżkami.
Na tym zdjęciu, w głębi opisywane molo
plaża w stronę płd
Miło spędzamy dzień, choć tu morze jest bardziej gwałtowne, a brzeg bardziej tajemniczy...
Czas na obiad, dziś jedziemy pierwszy raz do Pri Pancho, ale o tym w następnym odcinku.
ps: pewnego dnia wpadliśmy na idiotyczny ( wiedzieliśmy o tym z góry ) pomysł zobaczenia Złotych Piasków... i na tym skończę, potwierdzę, że to był idiotyczny pomysł, w Kamchiji byliśmy z powrotem po 3 godzinach
ks. Tischner
„Prawdy są trzy: cała prawda, święta prawda i gówno prawda”
Liczba postów: 4,339
Liczba wątków: 0
Dołączył: 13-05-2015
Reputacja:
103
22-10-2015,19:39:21
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 24-10-2015,10:30:16 przez peter.)
dojeżdżamy na obiad do Pri Pancho
Z zewnątrz nie wygląda zachęcająco. Ot stara, drewniana mehana, wchodzimy do środka - jeszcze gorsze wrażenie, natomiast kubki smakowe już wariują od zapachów, będzie dobrze.
Przechodzimy na tył, do ogrodu. Ogródek mieści kilkanaście stolików z ławami, oddzielone od siebie parawanami, zapewniając odosobnienie w konsumpcji. Tu dopiero wystrój zachęca do degustacji. Miła kelnerka przynosi menu no i .... zaczyna się dylemat co zjeść?
Na pewno będzie szopska, pileszka zupa, kawarma, kurczak z grilla, frytki, namówiony przez Artura od Teresy zamawiamy też ryby - czernokopy. Na przystawkę zamówiliśmy paprykę faszerowaną ryżem i mięsem - świetna.
Czekaliśmy z nadzieją na Pri Pancho, ponieważ kuchnia w Kamchiji nas nie rozpieściła -tu dostaliśmy to , co chcieliśmy - bułgarskie smaki, które dobrze pamiętamy z Achtopola i Sinemorca. Z premedytacją nie piszę "tradycyjne" smaki, ponieważ skąd Polakowi wiedzieć, że jest to tradycyjny smak ? Z uśmiechem podchodzę do tego określenia; o tradycyjnym smaku może powiedzieć autochton, ktoś kto wychował się w tej kulturze i w tej kuchni ( jest tu u nas paru takich gagatków ). A zapomniałbym, jeszcze rybna zupa wylądowała na stole. O ile HD połyka pileszkę wszędzie tak samo ( albo zje albo nie ) o tyle przy frytkach pierwszy raz w życiu, wyrzuca z siebie pochwałę kuchni bułgarskiej " dobre frytki". Kawarma, rybna - takie smaki mi odpowiadają. Odleciałem przy czernokopach - delikatne mięso, bez żadnych ziemniaków, chleba - wystarczy Zagorka i szopska. Jesteśmy spełnieni kulinarnie - a tu jeszcze deser...
Pri Pancho - tu wrócił nam smak Bułgarii, jaką znamy: w Sinemorcu poznaliśmy 2 mehany na podobnym poziomie, w Obzorze jest Teokla. Jesteśmy naprawdę zadowoleni.
O ile się nie mylę to było w czwartek, choć może w piątek ? Czas w BG jakby zastygł, tak tu jest moi drodzy.
Następuje zmiana pogody od piątku do niedzieli pada, wieje - pierwszy raz pogoda nas zaskakuje, ale... jedziemy na plażę.
Vis a vis Kristal nad brzegiem są rozłożone leżaki i baldachimy, należące do sanatorium. Dziś puste, za wyjątkiem jednej rosyjskiej rodziny. AD nigdy nie kąpał się w deszczu, morze jest na tyle spokojne, że wskakujemy do wody i nie słyszymy ostrzeżenia LP " uspokójcie się" . Deszcz pada niemal pionowo i dość intensywnie, wynurzając z wody ramiona, ma się uczucie jakby wielkie szpilki wbijamy się w skórę. Pływamy ponad godzinę - wiatr i fale przybierają na sile, więc zarządzamy ewakuację.
deszczowa Kamchija
W sobotę pogoda jest podobna, leje z przerwami na ostre słońce - nie ma mowy o plażinngu, zbyt duży wiatr - więc postanawiamy udać się do Warny. Po godzinie jesteśmy w muzeum Warneńczyka ( dwa zdjęcia, więcej zamieścił dżek w odpowiednim wątku ).
![[Obrazek: WP_20150821_11_28_50_Pro.jpg]](http://s14.postimg.org/g9nt8o3gh/WP_20150821_11_28_50_Pro.jpg)
Jesteśmy zszokowani - o ile mauzoleum prezentuje się dostojnie, o tyle muzeum to zemsta Teodora Żiwkowa, nie wiadomo tylko za co. Wstyd, że muzeum króla (też Bułgarów) wygląda jak kurnik, jedna sala, parę eksponatów, część to rekonstrukcje. Wychodzimy po kilkunastu minutach zażenowani, AD " i co już, po muzeum ?", LP odpowiada " nie denerwuj taty ". Chciałem młodemu pokazać historię naszego kraju i Europy, przed wizytą z ciekawością słuchał o Warneńczyku, jego historii, bitwie . Choć może, to my Polacy mamy manię megalomanii i wystawiamy pomniki, muzea na zasadzie postaw się a zastaw się ? Nie wiem, ale Warneńczyk to był ktoś, więc zasługuje na większą pamięć.
kurnik
![[Obrazek: WP_20150821_11_36_39_Pro.jpg]](http://s18.postimg.org/xe357pjft/WP_20150821_11_36_39_Pro.jpg)
Wracamy. Już nie pada, choć nadal pizga okrutnie, aby zagłuszyć zdenerwowanie udajemy się na długi spacer po plaży.
wieczorem dalej wieje
Budzimy się w niedzielę i pogoda bez zmian, co robimy ? Telefon do Marcina i jedziemy znów do Obzoru.
tak Obzor prezentuje się podczas wiatru...
Szwędamy się bez celu po miasteczku, na obiad kierujemy się do Teokli. Pocałowaliśmy bramę ( przypomniałem sobie że czynne jest od 17stej, a była bodajże 15sta ), więc udajemy się do Złotej Rybki. Po drodze składamy wizytę rakijowemu dziadkowi, próbujemy szlachetnego trunku i umawiamy się za parę dni na zakup ( mój nie dojdzie do skutku, ale o tym dalej ).
W Złotej Rybce jakby biedniej, puściej niż w latach które pamiętam. Obsługuje nas właściciel - przesadnie miły, jakby chciał odbić finansową stratę dnia na nas wierząc, że spróbujemy wszystkiego... Dziś już nie sięgnę pamięcią co zamówiliśmy, ale to pewnie efekt " średniego smaku" - kiedyś w Rybce były pyszne szaszłyki, dziś to już wspomnienie. Tak, zamówiłem pileszka szaszłyk, chwila niepamięci.
Wracamy wieczorem do Kamchiji z nadzieją, że w poniedziałek pogoda się do nas uśmiechnie.
Poniedziałek - czyli jak peter skorzystał pierwszy raz z transportu sanitarnego w BG.
Pierwsze łypnięcie okiem powoduje uśmiech - jest słońce, nie pada. Zbieramy się na plażę. Aha, wieczorem będziemy mieli gościa - ewcia zawitała apartament niżej, umówiliśmy się u nas na tarasie.
Zapomniałbym - w pierwszym tygodniu w ośrodku mieszkał Korba z familią, spędziliśmy jeden wieczór nad basenami w towarzystwie whisky Savoy i nie mniej wesołej siostry Korby - Katarzyny ( pozdrowienia ).
podziwiam do dziś
![[Obrazek: WP_20150827_14_48_15_Pro.jpg]](http://s14.postimg.org/8hytldif5/WP_20150827_14_48_15_Pro.jpg)
Otumanieni słońcem, wskakujemy z AD do wody. Atakujemy fale z pasją, z jaką wiewiór z EL ( Epoka Lodowcowa ) atakował orzeszka, bez ustanku i oczami jak po LSD. Nie mamy umiaru po 2 dniach deszczu. Morze było przez te dni bardzo wzburzone, w miejscu gdzie obozowaliśmy zmieniła się struktura dna, piasek odsłonił trochę kamieni na dnie. Jeden z nich był przeznaczony dla mnie - wskakując do wody, stopa po kontakcie z kamieniem zaczęła delikatnie boleć.
Wieczorem z wizytą wpadła ewcia - miłą rozmowę przerwał cholerny ból stopy, opuchlizna robiła się coraz większa. Ok, pomyślałem sobie - jeśli to złamanie, będzie wesoło. Za parę dni powrót, z nogą w gipsie ciężko się prowadzi - LP chyba zauważyła powagę sytuacji a scenariusz, że to ona prowadzi podczas powrotu, powoduje, że minę ma nie tęgą. Szybka decyzja, dzwonimy do AXA - miła Pani informuje, że karetka z Warny dotrze za godzinę. Ból przybiera na sile, nie mogę już stanąć na nogach. Karetka dociera po 2 godzinach, z pomocą AD i sanitariusza gramolę się na leżankę w karetce i jedziemy.
Mimo bólu, układam scenariusz - co robić dalej ? Wjeżdżając na most w Warnie widzę przez tylne szyby świecące klosze latarni - mam wrażenie jakiegoś dejavu... Tak, już wiem - przypomniałem sobie ostatnią relację Kocura, coś mnie ściska w żołądku.
Wiecie jak wygląda stan nawierzchni mostu w Warnie ? Wiecie, a sanitariusz zapieprza jakby nie pamiętał - trzęsie niemiłosiernie, a szuflady z lekami i przyrządami mam wrażenie zaraz wszystkie się otworzą i będą fruwać jak w kosmosie. Po kilkudziesięciu minutach dojeżdżamy do kliniki. Prześwietlenie i wynik - brak złamania, uff nie ma tragedii, po prostu strasznie stłuczona. Propozycja lekarza aby jednak unieruchomić nogę i założyć gips, spotyka się z moim oporem, więc zakładają monstrualnych rozmiarów opatrunek i dostaje receptę z lekami. Sanitariusz zwozi mnie na wózku do karetki. Wyciąga z niej kule i proponuje transakcję handlową - ja mu daje 70leva on mi kule, podziękowałem, schodzi na 50, ja nadal nie zgadzam się. Jak tak dalej pójdzie to sprzeda respirator z karetki, dureń. Strzela drzwiami z hukiem i .... jedzie przez Warnę co najmniej setką. Moich przekleństw nie ma końca, ale skurczybyk nastawił głośno radio wiec mnie nie słyszy. Po 2 w nocy jestem w Kamchiji.
Nie muszę już chyba nikogo przekonywać do dodatkowego ubezpieczenia - temat załatwiony szybko, sprawnie, nikt nie pytał się o EKUZ.
Wtorek spędzam w łóżku - reszta familii na basenach. W czwartek mieliśmy wyjeżdżać, ale zostaniemy do soboty, zresztą dziś, najpóźniej jutro dojedzie Bulgaricus ( dojedzie w czwartek, a w zasadzie w piątek w nocy - to chyba najdłuższa podróż do BG w nowoczesnej historii hehe )
Po lekach i okładach czuję się na tyle dobrze, że w środę podjeżdżamy na plażę - noga doskwiera, ale to tylko 2 km. Nie ma szaleństw i Zagorki, jest tylko moczenie nóg w wodzie - myślę sanatorium czy jak, odwracam się i patrzę w stronę lasu...
Nasza Teresa ma dziś urodziny więc postanawiamy przesłać jej tort - cóż, że z piasku i mms-em, ale tort!
tort
![[Obrazek: WP_20150827_15_31_10_Pro.jpg]](http://s17.postimg.org/wtgazc5kv/WP_20150827_15_31_10_Pro.jpg)
W piątek ( w nocy dojeżdża Bulgaricus z familią ) decydujemy się podjechać do Pri Pancho, zjemy dobrze i przetestujemy nogę.
Nie jest źle, tzn zjedliśmy bardzo dobrze - a jazda samochodem nie była jakąś udręką.
Czas się pakować, jutro wyjazd.
Trasa powrotna wykluczyć musiała Karpaty, ze względu na jeszcze lekki ból w nodze: z Ruse na Ghimpati, Alexandria, Caracal, Krajowa, Timisoara, Arad ( nocleg Hotel Lotus - dwie dwójki za 280 zł, przyjemny - 100m obok Kaufland i Lidl), Oradea, Debreczyn, Tokaj ( musimy tu przyjechać na kilka dni ), Trebisov itd... - powiem tak, z 3 tras jakimi jechałem przez RO, ta najbardziej komfortowa choć to tylko i wyłącznie w weekend, ale najmniej widokowa.
Kamchija... Czy wrócimy ? Z pewnością. Czy polecam ? Tak, ale zastanów się czego oczekujesz. Kilometrów plaż na wpół dzikich ? Jedź. Szukasz rozrywki i straganów ? Nie jedź. Na plażę dojeżdżaliśmy codziennie autem, ale jak już wspomniałem - można wynająć apartament w kompleksie sanatorium, nad samym morzem. Nie polecam ośrodków kempingowym - nie chcę sobie nawet przypominać ich stanu budowlanego, zresztą atakują tam hordy meszek, których o dziwo nie ma na plaży i u ujścia rzeki, przy przystani też nie ( to te pseudo centrum ), tym bardziej w Oasis. W Bliznaci jest parę sklepów, mehana - zaopatrzenie ok, do kantoru w Str. Oyrahowo ok. 10 km. Pamiętajcie, że Kamchija to nie miejscowość - nie ma tu sklepów, domów, miejsc do rozrywki. Natomiast to idealne miejsce do wyciszenia, odpoczynku od codziennego zgiełku, długich spacerów, przypomnienia sobie jak wygląda przyroda nie stłamszona przez betonowe zapędy architektoniczne.
Wracając, zastanawiamy się głośno, gdzie chcemy się udać za rok - Sinemorec, Ahtopol, może płn wybrzeże ?
a może zdradzimy Bułgarię...
ks. Tischner
„Prawdy są trzy: cała prawda, święta prawda i gówno prawda”
Liczba postów: 13,557
Liczba wątków: 20
Dołączył: 13-05-2015
Reputacja:
370
Liczba postów: 4,339
Liczba wątków: 0
Dołączył: 13-05-2015
Reputacja:
103
23-10-2015,08:37:17
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 23-10-2015,08:44:38 przez peter.)
padło pytanie na PW o język komunikacji podczas wizyty w klinice - otóż pierwsza na warsztat wzięła mnie dość leciwa lekarka, choć mój angielski to raczej poziom podstawowy ( znaczy dogadam się ) - to jej nie przypominał nawet Kali zjeść, Kali pyszna. Zawezwali młodego lekarza z dyżuru, ten już śmigał po angielsku
dżek - w środku zaczyna się budzić szwędacz bałkański, to musiało wcześniej czy później nastąpić - mam ochotę pojechać do Albanii, usiąść z tubylcami i krzyknąć " Gezuar!" pijąc rakiję i zagryzając qofte, ale co przyszłość przyniesie...
ks. Tischner
„Prawdy są trzy: cała prawda, święta prawda i gówno prawda”
Liczba postów: 1,801
Liczba wątków: 0
Dołączył: 13-05-2015
Reputacja:
78
świat jest większy niż plaża nad Morzem Czarnym, a do Bułgarii zawsze można zajrzeć, choćby na chwilę
Liczba postów: 4,339
Liczba wątków: 0
Dołączył: 13-05-2015
Reputacja:
103
23-10-2015,09:31:10
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 23-10-2015,09:38:55 przez peter.)
(23-10-2015,09:26:50)mastika_fan napisał(a): świat jest większy niż plaża nad Morzem Czarnym, a do Bułgarii zawsze można zajrzeć, choćby na chwilę 
ot, mądrego to i dobrze posłuchać
ps: jeszcze do Gruzji mnie cholernie ciągnie, to tak na marginesie
dżeku, Sinemorec na 99% odwiedzę, także pełnej zdrady nie będzie
ks. Tischner
„Prawdy są trzy: cała prawda, święta prawda i gówno prawda”
Liczba postów: 3,791
Liczba wątków: 0
Dołączył: 15-05-2015
Reputacja:
72
Jak już niektórym wiadomo nie tylko Peter poczyni te zdradę
Liczba postów: 13,557
Liczba wątków: 20
Dołączył: 13-05-2015
Reputacja:
370
23-10-2015,12:40:28
(Ten post był ostatnio modyfikowany: 23-10-2015,12:41:01 przez dżek.)
Ja do Bułgarii wybieram się z przystankami w Chorwacji i Macedonii. Oby tylko granice nas nie wyhamowały!
|