Ocena wątku:
  • 1 głosów - średnia: 2
  • 1
  • 2
  • 3
  • 4
  • 5
Pierwszy raz Bułgaria - okolice Albeny
#21
No tak czerwień zamieniła się w ładną bułgarską opaleniznę.
Odpowiedz
#22
Ponieważ drugi dzień naszego pobytu (środa), według prognoz też miał być zagrożony wystąpieniem burz, wiec zaplanowaliśmy sobie zwiedzanie ogrodu botanicznego w Balcziku. Po śniadaniu zebraliśmy się, ustawiłem w nawigację i ruszyliśmy w trasę. Balczik jest położony dosłownie kilka kilometrów od naszego mieszkania w Rogachevie więc po paru minutach wjeżdżaliśmy do miasta od  strony Albeny. Na wjeździe do Balcziku zauważyłem drogowskaz do ogrodu i parkingu dla samochodów. Pomimo że nawigacja prowadziła dalej do głównego wejścia, skręciliśmy za drogowskazem i wąską kamienistą dróżką zjechaliśmy do bocznego wejścia z parkingami dla samochodów. Wejściówki może nie wydawały się drogie, ale podlaczając wszyskie bilety wyszła niezła suma. Po 3 lewa za parking od samochodu, wejściówka od dorosłego do ogrodu 8 lewa, od dziecka powyżej 7 lat 3 lewa, poniżej 7 lat za darmo, do tego bilety do pałacu po 6 lewa od dorosłego, 2 lewa dziecko powyżej 7 lat, dzieci poniżej 7 lat  za darmo. Niestety nie mieliśmy przy sobie wystarczająco gotówki w lewach wiec część zapłaciliśmy w euro i po przeliczeniu okazało sie że policzyli nam po złodziejskim kursie 1.59 lew/euro. Nie wiem czy można kupić same wejściówki do ogrodu. Nam panie wcisneły cały komplet biletów. Ogród jest przepiękny. Warto zobaczyć. Co ciekawe do ogrodu sa nawet wejścia od plaży przy których stoją oczywiście kasjerzy. Jak sie później okazało przy głównym wejściu jest bankomat w którym zaopatrzyliśmy sie w większą ilość gotówki (co ciekawe z dwóch kart Revolut jednej bankomat nie potrafił odczytać). Pałacyk mnie przynajmniej nie zachwycił niczym szczególnym. Część ekipy już nie miała siły chodzić po ogrodzie bo dzień pomimo że miał być chłodniejszy, wcale taki nie był.
Po wyjściu z ogrodu pojechaliśmy na zakupy do Lidla. Zauważyłem że w Bułgarii bardzo drogi jest nabiał a szczególnie produkty mleczne.
Na mieszkaniu zjedliśmy obiad i zaczęliśmy się zastanawiać jak zagospodarować resztę dnia. Ustaliliśmy że przejedziemy się do Kranewa przejść sie po plaży i kupić jakieś pamiątki. W Kranewie zaczęliśmy kluczyć po uliczkach i znowu pojawiły sie problemy z gotujacą sie wodą w chłodnicy brata. Dziewczyny poszły z dziećmi na plażę a my zabraliśmy się za samochód. Po dokładniejszych oględzinach okazało się że nie działa sprzęgło wiskotyczne wentylatora. Na domiar złego wysiadł tez wentylator elektryczny klimatyzacji. Sytuacje uratowało, przynajmniej chwilowo, uniwersalne narzędzie do naprawy wszystkiego - "trytki". Kilka opasek zblokowało sprzęgło wentylatora na tyle że jazda po mieście znowu stała się możliwa. Zapadał zmrok, dziewczyny wróciły ze spaceru, więc wybraliśmy się jeszcze na "deptak" czyli główną ulicę dojazdową do plaży w Kranewie przy której jest mnóstwo sklepików z pamiątkami, bary, knajpy itd. Zakupiliśmy kartki pocztowe, dzieciom jakieś pamiątki, a konkretniej szklane kule z figurkami, wypełnione wodą i błyszczącymi farfoclami i wróciliśmy do mieszkania odpocząć po owocnym dniu.
Odpowiedz
#23
Trzeci dzień - czwartek - nic spektakularnego się nie wydarzyło. Rano tj. chyba około 10-11tej wybraliśmy się na plażę do Kranewa. Ponieważ teren mieliśmy już "obczajony" podjechaliśmy tym razem prawie pod samą plażę. Była jeszcze wczesna godzina więc było miejsce na parkingu. Na plaży było jeszcze w miarę luźno wiec miejsce na plaży też jeszcze było chociaż o tej godzinie zaczęła już ściągać na plażę młodzież kolonijna. Poza tym, w porównaniu do wtorku, również zwykłych turystów było znacznie więcej ponieważ w Bułgarii zaczynał się w końcu okres dobrej pogody. Fale tego dnia były trochę większe i ratownicy wywiesili czerwoną flagę (przynajmniej tak mi sie wydawało), co oznaczało zakaz pływania i wychodzenia poza wyznaczone boje. Nie przeszkadzało to jednak nikomu bo wszyscy świetnie się bawili stojąc zanurzeni po piersi w wodzie i skacząc na falach. Moje dzieci próbowały wejść do wody w pompowanych kółkach do pływania, ale szybko zostały zawrócone przez ratownika. Później dowiedziałem się, że takie dmuchane kółka stanowią śmiertelną pułapkę, szczególnie przy wzburzonym morzu. Dziecko, które w takim kółku zostanie przewrócone i wpadnie głową do dołu nie jest się w stanie samo odwrócić i kółko które powinno ratować staje się przyczyną utonięcia. Najbezpieczniejsze są dla dzieci dmuchane rękawki. Wczesnym popołudniem mieliśmy wrócić do mieszkania na obiad, ale wszyscy nabrali ochoty na fastfoody. Każdy zamówił co chciał w pierwszej budce przy plaży, ale moja córcia wymyśliła że ona chce naleśnika. Naleśniki robili w budce 50m dalej więc żona poszła z Julką kupić tego naleśnika. W naszej budce wszyscy zdążyli dostać swoje jedzenie, a nawet je skonsumować, a żony z córką dalej nie widać z tym naleśnikiem. Zaniepokojony poszedłem sprawdzić co się dzieje, a tam praktykant zdrapuje kolejnego przypalonego naleśnika z patelni, a właścicielka hamuje nerwy żeby się na niego nie rzucić z pazurami. Zmieniłem żonę żeby i ona sobie zjadła zamówione jedzenie, a ja cierpliwie stanąłem czekać na naleśnika. Po pół godzinie właścicielka nie wytrzymała i własnoręcznie zrobiła nam tego naleśnika. Oczywiście nigdy już nie wróciliśmy do tej budki. W innej budce smażenie naleśnika z zawijaniem trwało nie dłużej niż minutę. Po powrocie fastfooda poprawiliśmy zupą i resztę dnia spędziliśmy przy basenie (brat wyskoczył jeszcze wieczorem do Kranewa na małe zakupy-nam już nie chciało się nigdzie włóczyć).
Odpowiedz
#24
Dzień czwarty. Piątek. Na ten dzień zaplanowaliśmy sobie plażę Balata i półwysep Kaliakra. Nie chcieliśmy odkładać tego na weekend bo obawialiśmy się tłumów w dni wolne od pracy. Wstaliśmy wcześniej bo trzeba było dojechać ok. 40 km. Na plażę dotarliśmy przed 9:30. Ludzi już troszkę było ale miejsca było jeszcze sporo więc rozbiliśmy parasole w pobliżu wody żeby mieć oko na dzieciaki. Dosyć mocno wiało od lądu bo plaża jest położona w wąwozie i tworzy się lej powietrzny więc musiałem się ratować mocowaniem parasola do jakiegoś starego stalowego stelaża (oczywiście przy pomocy naszych ulubionych opasek plastikowych). Dzieciaki miały frajdę bo było tu więcej i większe muszelki. Plaża na prawdę super przyjemna. Około 13 zaczęło się robić tłoczno a nam coraz bardziej burczało w brzuchach więc zebraliśmy się i pojechaliśmy na półwysep Kaliakra w nadziei że zjemy coś w tamtejszej restauracji. Wjazd samochodem na półwysep jest płatny. Co jest ciekawe, półwysep szeroki na ok 30m po bokach kilkudziesięciometrowe urwiska , wiatr potężny, ale nic nie zabezpieczone żadnymi barierkami. Nie do pomyślenia w bardziej rozwiniętych krajach gdzie traktuje się ludzi jako nieodpowiedzialnych za swe życie idiotów których trzeba trzymać w zamknięciu jak zwierzęta żeby sobie krzywdy nie zrobili. Obiad zjedliśmy w bardzo klimatycznej restauracji z widokiem na morze. Tanio nie było ale zupa z małży wszystkim zasmakowała. Zmęczeni ale z pełnymi brzuchami już całkiem straciliśmy ochotę na dalsze łażenie i ruszyliśmy z powrotem do mieszkania. Po drodze wystąpiliśmy jeszcze do Lidla w Balcziku uzupełnić zapasy. Popołudnie a w zasadzie wieczór spędziliśmy przy basenie.

Wysłane z mojego Redmi 3S przy użyciu Tapatalka
Odpowiedz
#25
Dzień piąty (sobota). Po tych kilku dniach spędzonych na poznawaniu okolic chcieliśmy w końcu odpocząć. Bez spinania się, na luzie. Rano wyspaliśmy się do oporu, zjedliśmy leniwie śniadanie i poczłapaliśmy na basen skorzystać z przedpołudniowego słońca. Zauważyłem, że do południa jest wszędzie bezchmurnie, a koło południa nad lądem tworzą się chmury co oznacza, że pora zjeść obiad i jechać na plażę nad morze gdzie niebo nadal pozostaje bezchmurne. Tak też zrobiliśmy i po obiedzie wylegiwaliśmy się na piasku w Kranewie. Woda w morzu była odczuwalnie cieplejsza niż pierwszego dnia naszych wakacji. Morze było tez już spokojniejsze niż w dniach poprzednich i nagle okazało się że bez fal jest nudno. Z plaży zwijaliśmy się już pod wieczór, wszyscy głodni więc wybraliśmy się jeszcze na naleśniki, ale tym razem na głównej ulicy Черно море. Tam naleśniki przygotowano nam już w kilka sekund. Późnym wieczorem poszedłem jeszcze popływać w basenie bo woda była nagrzana przez cały dzień, a chłodne wieczorne powietrze jeszcze bardziej potęgowało poczucie ciepłej wody.
Odpowiedz
#26
Dzień szósty (niedziela). Poranek spędziliśmy leniwie przy basenie. Powoli zaczęliśmy oswajać się z myślą o zakończeniu wczasów. Brat Łukasz zaczął marudzić, że wczasy bez grila to nie wczasy i że to nie może tak zostać. Dziewczyny już zaczęły planować pakowanie. Zjedliśmy obiad i zaczęliśmy powoli zbierać rzeczy z mieszkania. My ogarnęliśmy się troszkę szybciej więc umówiliśmy się z Łukaszem i Małgosią, że my pojedziemy na plażę wcześniej a oni dojadą do nas później. Tym razem chciałem zaglądnąć na dziką plażę przy rezerwacie Baltata, która niby miała być plażą nudystów, ale po rekonesansie przeprowadzonym tuż po przyjeździe okazało się że golasów trudno tam znaleźć (we wtorek była tam tylko jedna naga para gdzieś z tyłu plaży). Zaparkowaliśmy więc na parkingu najbardziej zbliżonym do tej plaży (jednak i tak oddalonym ok. 300m), co i tak nie było łatwe w niedzielę bo tłok był niesamowity. Ja z tobołkami poszedłem przodem obczaić teren. Okazało się, że pewnie z uwagi na ilość ludzi, na plaży nie było ani jednego nudysty. Było natomiast mnóstwo muszelek za którymi szalały dzieci, zdecydowanie luźniej niż na plaży strzeżonej, czysta woda - po prostu sielanka. Morze było spokojne i ciepłe, dosyć płytkie w tym miejscu. Trochę żałowałem że tak późno tu zaglądnęliśmy. Chwilę później dojechał Łukasz. Dzieci nazbierały pełne wiadereczka muszelek. Przyznam się szczerze że plażowało się równie przyjemnie jak na plaży Bolata. Słońce się już zniżało, a Łukasz uparł się na tego grilla więc zaczęliśmy się powoli zbierać do powrotu. Jako że moja "limuzyna" teoretycznie ma przejechać po każdej drodze, a ze studiowania map satelitarnych wynikało że do plaży jest droga gruntowa przez rezerwat (co miało potwierdzenie w pojawiających się przy plaży pojedynczych terenówkach), stwierdziłem że podjadę i ja żeby było bliżej. Ok. Włączyłem sobie mapę w telefonie i zacząłem szukać tej gruntówki. Przyznam się szczerz, że nie było to proste. Chwilę błądziłem po Kranewie  zanim znalazłem pomiędzy domami wjazd na tą tajną drogę. Jak zobaczyłem półmetrowe koleiny zrozumiałem dlaczego zapuszczają się tu tylko terenówki i zaczęła mi mina rzednąć. Jadnak powrotu już nie było. Wąską drogą zarośniętą po bokach krzakami można było jechać tylko do przodu (cofanie nie wchodziło w rachubę ze względu na z głębokie koleiny). Po wjeździe do lasu koleiny się skończyły, ale zaczęły się kałuże, doły i rozlewiska na drodze. W pewnym miejscu strumień normalnie wpływał sobie na drogę z jednej strony i po 50m spływał z niej po drugiej stronie. Zrobiło mi się naprawdę ciepło, ale udało się przejechać bez nieprzyjemnych przygód. Zapakowałem rodzinkę oraz tobołki brata żeby nie musieli dźwigać do samochodu i umówiliśmy się pod marketem na zakupy do grilla. Żonę poprosiłem żeby sfilmowała przejazd powrotny aparatem - spróbuję wrzucić  film jak będzie trochę więcej czasu. W lusterku widziałem, że za mną wyjeżdżało podwyższone żółte Renault Scenic (chyba RX4), ale zniknęło mi później z pola widzenia - obawiam się że chyba gdzieś utknęło w błocie.   Łukasz po powrocie do Rogacheva nazbierał jakichś suchych gałęzi, pożyczył od kogoś grilla i wieczorem usmażyliśmy sobie trochę bułgarskiej wędliny. Nie wiem czy to tylko problem marketu w Kranewie, czy niedzielnego wieczora, ale nie znaleźliśmy żadnej fajnej wędliny nadającej się na grilla. Z "braku laku" zadowoliliśmy się kiełbasą przypominającą naszą zwyczajną ale o konsystencji bardziej w kierunku mortadeli. I tak zakończył się nasz przedostatni dzień w Bułgarii.
Odpowiedz
#27
Trzeba bilo kupić mięsa!
"In vino veritas, in aqua sanitas"
Odpowiedz
#28
Jak by było więcej czasu to pewnie byśmy kupili. Mięso zawsze lepsze i zdrowsze.
A wczoraj się zmobilizowałem i posklejałem ten filmik z rezerwatu Baltata: 
Odpowiedz
#29
Dzień siódmy (poniedziałek) Rano zjedliśmy śniadanie, pakowanie i sprzątanie. Około 10tej oddaliśmy klucze do mieszkania, podjechaliśmy zatankować samochody na pobliską stację i pojechaliśmy do Kranewa ostatni raz nacieszyć się czarnomorską wodą i plażą. Niestety po kilku minutach okazało się, że we wodzie pływają małe szczypawki gryzące ludzi. Przed wyjazdem czytałem że takie coś pojawia się okresowo na kąpieliskach, ale po przyjeździe do Bułgarii odetchnąłem z ulgą bo nic takiego nie zastaliśmy w wodzie. A tu nagle ostatniego dnia (szczęście w nieszczęściu) paskudztwo zaatakowało. Jednak wbrew przeszkodom wszyscy chcieli przed wyjazdem nacieszyć się jeszcze czarnomorską wodą. Było już po 12tej, a nikomu nie chciało się kończyć zabawy. W końcu zgarnęliśmy towarzystwo i poszliśmy poszukać jakiejś knajpki, w której moglibyśmy coś zjeść przed podróżą. Obiad zjedliśmy w bardzo fajnym barze gdzie miła pani mówiła po polsku: Бистро "Българка" Mieli świetne ceny i dobre jedzenie i zacząłem żałować że tak późno tu zaglądnęliśmy. Łukaszowi zaczęło brakować lew więc musiał uzupełnić gotówkę w jakimś bankomacie. Niestety po weekendzie bankomaty w Kranewie (w liczbie całych dwóch) świeciły pustkami. Teoretycznie miały być uzupełnione do godz. 12:00 ale najwidoczniej bankomaty w Złotych Piaskach i Albenie miały wyższy priorytet bo po 13tej nadal w Kranewie było pusto. Ostatecznie udało się jakoś zapłacić po części w euro. Miła pani spakowała nam resztę jedzenia na drogę i około 14tej wyruszyliśmy w trasę. W stronę do Bułgarii miałem przygotowane trasy w formie ścieżek GPX na nawigację osmAnd, niestety z powrotem musiałem już improwizować bo na telefonie był problem żeby odwrócić ścieżki a trasa dynamicznie ustalana przez nawigacje nie potrafiła zjechać  z autostrady przy Szumen w kierunku Ruse. Włączyłem więc nawigację googla dla asekuracji i jechałem za znakami. Powrót za dnia dał nam możliwość oglądnięcia sobie Bułgarii którą wcześniej przejeżdżaliśmy nocą. Szybko i bez przeszkód dolecieliśmy do Ruse (o 16:20 płaciłem za gaz na LUKoilu). Pół godziny później byliśmy już w Rumuni (na wyjazd z Bułgarii czekaliśmy ok. 15-20 min. a wjazd do Rumuni odbył się praktycznie z marszu. Na drodze było luźno, trasa już dobrze znana więc lecieliśmy na luzie. Mały korek zrobił się w Pitesti po zjeździe z autostrady (pod tunelem), ale ruch powoli się przesuwał więc nie utknęliśmy tam na długo. Za Pitesti DN7 była już bardziej zatłoczona i nie dało się już szybko ścigać. Na szczęście  po objedzie w Kranewie wszyscy byli najedzeni więc nie robiliśmy już żadnej przerwy na kolejne posiłki, jedynie dojadaliśmy w trakcie jazdy resztki z obiadu (cace ;-) i suchy prowiant. Szkoda że najładniejszy fragment DN7 przejeżdżaliśmy już po zmroku. Do Sybinu dotarliśmy o 22:00. Na stację benzynową wjechałem już na oparach - dystans od stacji w Ruse ok. 315 km. Do hotelu dotarliśmy po 22:30. Prysznic i padliśmy jak muchy;-)
Odpowiedz
#30
Dzień ósmy (wtorek). Nie śpieszyliśmy się za bardzo z pobudką. Byliśmy zatankowani i mieliśmy prosty wyjazd na autostradę A1 więc daliśmy dzieciom pospać. Mimo wszystko po  9tej trzeba było wyjechać żeby o rozsądnej porze dojechać do domu. A1 szybko zleciała i zaczęła się już nieco zatłoczona DN1. Za Aiud zorientowałem się że część samochodów (głównie ciężarówek) na rondzie odbiła w prawo i zauważyłem że po nowowybudowanej autostradzie odbywa się już ruch. Zanim się upewniłem że autostrada A10 faktycznie już jest otwarta byłem już za daleko za zjazdem. Na szczęście po kilku kilometrach był kolejny zjazd z którego skorzystałem i po chwili mknęliśmy nową, pustą autostradą. Później autostradą A3 do Gilău, i drogą DN 1 i DN 1J przeskoczyliśmy na DN 1F, na której ruch był już dosyć luźny. Oczywiście tankowanie na znanej już stacji w Zalau i dalej jazda w stronę Carei. Jednak po tankowaniu w Zalau wszyscy byli już głodni i zaczęliśmy szukać jakiejś restauracji po drodze. Wybór padł na
 Pensiunea Elisabeth. Bardzo ładna restauracja. Gdy zajechaliśmy stołowali się w niej panowie policjanci, ale zjedli i szybko się ulotnili. Inni goście zamawiali tylko zupy, my chcieliśmy zjeść coś solidniejszego, ale po prawie godzinie czekania na nasze zamówienia zrozumieliśmy, że ci inni doskonale wiedzieli co robią zamawiając zupę która była dostępna "od ręki". Łukasz się w końcu wkurzył i zaczął robić awanturę, ale przyszedł szef i obiecał, że dania zaraz będą. I faktycznie do dziesięciu minut mieliśmy obiad na stole i trzeba przyznać że nawet smaczny. Po dłuuugiej przerwie obiadowej ruszyliśmy dalej. Na drodze nadal było luźno więc droga fajnie uciekała. W Carei wyprzedził nas jakiś Polak i widać było że nie pierwszy raz jechał tą drogą bo śmigał szybciej niż dopuszczalna prędkość i o ile nas nawigacja poprowadziła na wprost przez dziurawe centrum Carei, to on objechał gdzieś bokiem. Na granicy uwinęliśmy się w 10-15 minut. Na Węgrzech też było w miarę luźno, tylko w okolicy Nagykálló nawigacja trochę głupiała bo nie wiedziała, że pomiędzy drogą 4911 i 403 można przejechać między węzłami autostradowymi M3 bez opłat (niby wiedziałem o tym ale jadąc pierwszy raz człowiek nie jest do końca pewny i z duszą na ramieniu zjeżdżałem z węzła na M3). Do Kisvárdy też dotarliśmy szybko. Za Kisvardą spotkaliśmy patrol policyjny drzemiący w cieniu przydrożnych drzew. Kolejny dziwny patrol spotkaliśmy na granicy słowacko-węgierskiej w Pácinie (policjant dziwnie wychylał się za krzaków i obserwował kto jedzie) ale nas nie zatrzymywali, a po stronie słowackiej, dosłownie kilometr za granicą, kolejny patrol policji słowackiej. Tutaj mieliśmy trochę zamieszania bo policjanci skończyli kogoś kontrolować, wsiedli do radiowozu i zaczęli za mną jechać. Po chwili zorientowałem się też, że Łukasza nie ma za mną, a przede mną skrzyżowanie. Łukasz nie miał włączonej nawigacji więc żeby się nie pogubić musiałem gdzieś na niego zaczekać, ale trzeba było się zatrzymać tak żeby jadący za mną policjanci nie mieli pretekstu do zaczepki. Zatrzymałem się więc na czyimś mostku przy skrzyżowaniu, a policjanci stanęli kilkadziesiąt metrów dalej za skrzyżowaniem. Za chwilę dojechał Łukasz więc jak go zobaczyłem w lusterku ruszyłem przodem za wskazaniem nawigacji (niestety w stronę patrolu policji). Na szczęście policjanci albo nie mieli zamiaru nas zatrzymywać albo też się zamotali i nie zdążyli tego zrobić i spokojnie pojechaliśmy dalej.
Mieliśmy zaplanowane tankowanie na OMV w Slovenskim Novym Mescie, ale okazało się, że się im gaz skończył. Najbliższą stację z gazem znalazłem Slovnaft w Trebišovie. Nie wiem czy to zbieg okoliczności, ale po tym tankowaniu zaczął mi się gaz wyłączać przy wyprzedzaniu. Po pewnym czasie w ogóle ciężko było jechać, ale powoli i delikatnie dotarliśmy Svidnika i samochód zaczął lepiej chodzić. Po drodze jeszcze w Stropkovie navi googli zmienił trasę i chciał nas prowadzić do Barwinka bocznymi drogami przez Makovce i Krajną Polanę. Zorientowałem się już za Stropkovem i musieliśmy się wrócić ok. 3 km. O zmroku podjeżdżaliśmy pod przejście w Barwinku. Co dało się zauważyć, to że kierowcy wjeżdżając do Polski dostają tzw. małpiego rozumu (nie wiem czy to z radości że już u siebie, prawie w domu?) i pędzą na złamanie karku. Przyznam się szczerze, że o ile za granicą starałem się trzymać przepisów i zazwyczaj w Polsce też nie szaleję, to i mi się udzieliła ta dziwna euforia na drodze (instynkt rywalizacji ???). Koniec końców szczęśliwie dotarliśmy do Rzeszowa około 21.30 i tak skończyła się nasza bułgarska przygoda.
Odpowiedz


Podobne wątki
Wątek: Autor Odpowiedzi: Wyświetleń: Ostatni post
  Bułgaria z moją "Połówką"-Sezon 2021 arka 52 182 14-09-2023,12:52:43
Ostatni post: arka
  Po raz pierwszy SV skorup74 12 153 13-08-2023,12:06:31
Ostatni post: dżek
  Sławomira pożegnanie z Bułgarią ? lisek 198 10,072 01-07-2023,21:52:55
Ostatni post: dżek
Tongue Bułgaria po raz ... n-ty wojak999 78 1,904 01-10-2022,20:23:46
Ostatni post: wojak999
Question Gdzie z dzieciakami na pierwszy raz? Rysiekkk 16 179 06-07-2022,12:18:58
Ostatni post: wojak999
  Mój pierwszy raz.... 4rtuR 12 284 19-08-2020,23:45:46
Ostatni post: 4rtuR
  Bułgaria 2019 - tym razem Primorsko makej 97 2,486 18-08-2019,15:24:40
Ostatni post: aekzal
  Pierwszy raz do Bułgarii samochodem damiano20 58 1,086 01-08-2019,17:31:41
Ostatni post: myszabe
Wink Bułgaria po raz 8. wojak999 60 1,974 31-07-2019,10:03:32
Ostatni post: wojak999
  Bułgaria po raz.... artemi 6 112 03-07-2019,19:31:56
Ostatni post: artemi

Skocz do:


Użytkownicy przeglądający ten wątek: 1 gości