Primorsko dzień 7 - ostatni
Z żalem żegnamy Primorsko, które tak nam się spodobało. Na pewno wrócimy tu w "dorosłym gronie", nie żebym narzekał, Broń Boże, wnuk daje nam tyle energii ale też wszystko kręciło się wokół niego...
Idziemy ostatni raz na plażę. Ostatnie wyjście na miasto. Mam jeszcze na karcie Revolut ponad 80 leva ale nie mogę już wypłacić z bankomatu bez prowizji bo skończył się limit a w Lambrino nie można płacić kartą. Dlatego za namową
myszabe, dzięki po raz kolejny, wymieniam 35 euro u Miro, na miejscu w hotelu i o dziwo przelicznik 1,95 - super !
I wydało się... Lambrino wygrało w głosowaniu gdzie jemy po raz drugi ( do tej pory co dzień gdzie indziej ). Po opiniach na forum i na Facebooku omijamy szerokim łukiem Pijaną Mewę, Tiki Bar, nie próbujemy kurczaków grillowanych "na płasko" nie po to przyjechaliśmy do Bułgarii żeby jeść grilla, choć mnie to kusiło ale nie starczyło dni...
Tak, Lambrino minimalnie wygrywa w naszym rankingu z Amelią ale to opiszę później w wątku Primorsko.
Bierzemy zupę topczeta, szopską, kavarmę, pizzę, makrelą grillowaną w zestawie, piwo, wino no i rakiję po pięćdziesiątce
Siedzimy tym razem w środku bo na dworze gorąco a wewnątrz działa klima. Sympatyczny kelner robi nam zdjęcie, pokazuję mu w telefonie stronę naszego forum i mówię że Lambrino i Amelia rywalizują o prymat restauracji w Primorsku, śmieje się i mówi, że tu jest numer jeden
Naprawdę w lokalu oprócz nas jest tylko jedna para na zewnątrz (wczesna pora - ok 14.30) a do naszego zamówienia zaangażowane co najmniej trzy osoby - kucharz, drugi kucharz, który przygotowuje na naszych oczach pizzę i trzeci "grillmajster", który wkłada na grilla świeżą makrelę. Perfekcja. Wszystko smakuje wyśmienicie.